„Putin gra na czas… powrotu Donalda Trumpa do władzy”

„Niezależnie od tego, jak entuzjastycznie byśmy oceniali wizytę Joe Bidena w Kijowie, wojna – taka jak teraz - może trwać miesiącami. Putin jest w stanie wiele zrobić, aby poczekać aż do władzy w Stanach Zjednoczonych powróci Donald Trump. A to przecież nie jest wykluczone” – mówi Jędrzej Bielecki w rozmowie z Cezarym Szymankiem.

Coroczna konferencja Conservative Political Action Conference (CDAC), która odbywała się w miniony weekend w Waszyngtonie, pokazała, jak bardzo Donald Trump trzyma w garści prawicową, oddolną bazę swojej partii. I jak trudno może być jego konkurentom wygrać nominację przed wyborami prezydenckimi w przyszłym roku.

Jednocześnie otwartym pytaniem pozostaje, czy Trump jest nadal atrakcyjny poza gronem swoich sympatyków. Sondaże opinii publicznej pokazują, że wielu Republikanów szuka alternatywy, takiej jak gubernator Florydy Ron DeSantis, wierząc, że może on zaoferować większe szanse na zdobycie Białego Domu.

Pomoc USA dla Ukrainy może być jednym z głównych tematów wyścigu o prezydenturę. Jeszcze w maju z sondażu dla AP wynikało, że 60 proc. Amerykanów uważało, że Stany powinny wspierać wojskowo Kijów. Teraz ten współczynnik spadł do 48 proc., podczas gdy 29 proc. jest temu przeciwna, a 22 proc. nie ma zdania. O ile rok temu ledwie 7 proc. respondentów uważało, że USA dają Ukrainie „za dużo”, o tyle teraz ten wskaźnik skoczył do 26 proc.

Krew wyczuł Donald Trump. A także gubernator Florydy Ron DeSantis – obok byłego prezydenta najpoważniejszy kandydat do republikańskiej nominacji w wyborach w 2024 r.

– Zamiast jechać do Polski, Biden powinien pojawić się w Ohio (gdzie wykoleił się pociąg z ładunkiem toksycznym – red.). Świadomie lub nie sprawia, że stąpamy na granicy wybuchu trzeciej wojny światowej – oświadczył były prezydent. I zapewnił, że gdyby był u władzy, doprowadziłby do pokoju w dobę.

Joe Biden uznał natomiast, że musi mocniej zaangażować się w przekonywanie Amerykanów, że wspieranie Ukraińców leży w interesie USA. – Koszty porażki Ukrainy będą dla nas znacznie wyższe niż nasze nakłady na pomoc dla niej – przekonywał w ABC.

Piątkowa wizyta Olafa Scholza w Białym Domu przebiegała zupełnie inaczej niż niedawna podróż amerykańskiego prezydenta do Polski. Wracając z Kijowa, Joe Biden wygłosił 21 lutego na tle Zamku Królewskiego fundamentalne przemówienie, w świat poszły spektakularne obrazy przywódcy wolnego świata. Tym razem cel był inny: ustalenie w zaciszu gabinetów dalszego scenariusza wchodzącej w drugi rok wojny w Ukrainie. Scholz nie zabrał więc na pokład swojego samolotu dziennikarzy, nie było też oficjalnej ceremonii powitania przed Białym Domem ani konferencji prasowej.

Amerykanie uważają, że Chiny są u progu podjęcia decyzji o dostarczaniu Rosji broni i amunicji. To całkowicie zmieniłoby przebieg wojny. Sekretarz stanu Antony Blinken ostrzegł Pekin przed „poważnymi konsekwencjami” takiej inicjatywy. Chodzi o dalsze ograniczenie współpracy gospodarczej z Chińczykami, na co Xi Jinping wobec pogarszających się nastrojów w ChRL nie bardzo może sobie przyzwolić.

Jednak taka groźba byłaby niepomiernie skuteczniejsza, gdyby przyłączyły się do niej Niemcy i cała Unia. Dla Berlina, który z trudem przełamuje skutki odcięcia od dostaw tanich rosyjskich nośników energii, taki ruch byłyby kosztowny. Z obrotami 297 mld euro w ub. roku (wobec 167 mld euro z Polską) Chiny są najważniejszym partnerem gospodarczym Niemiec. Przykład: sam Volkswagen sprzedaje tam 40 proc. swoich aut.

Tymczasem Chiny zwiększą w tym roku wydatki na obronę o 7,2 proc., czyli nieco więcej niż w zeszłym roku i szybciej niż przewiduje rządowa prognoza wzrostu gospodarczego. Premier Li Keqiang wezwał siły zbrojne do zwiększenia gotowości bojowej.

Agencja Reutera powołując się na amerykańskich urzędników donosi natomiast, że Stany Zjednoczone rozmawiają z bliskimi sojusznikami na temat możliwości nałożenia sankcji na Chiny, jeśli Pekin udzieli Rosji wsparcia militarnego w wojnie na Ukrainie.  

Kraje europejskie ustalają szybkie dostawy bardzo potrzebnej amunicji dla Ukrainy. Według urzędników UE, 27 krajów - wszyscy członkowie z wyjątkiem Danii, a także Norwegia - zgodziły się na wspólne zakupy.

Europejski Fundusz Pokoju, utworzony ze składek państw członkowskich, wydał już 3,6 mld euro na dostawy broni dla Ukrainy w ciągu roku wojny. 

Stany Zjednoczone zdecydowały zaś o udzieleniu Ukrainie kolejnego pakietu pomocy wojskowej, zawierającego m.in. amunicję, o wartości 400 mln USD.

Według strony ukraińskiej od 24 lutego 2022 Rosja miała stracić na Ukrainie ok. 150 605 żołnierzy, 3 397 czołgów, 6 658 pojazdów opancerzonych, 2 398 zestawów artyleryjskich, 480 wyrzutni rakiet, 247 zestawów przeciwlotniczych, 300 samolotów, 288 śmigłowców, 2 058 bezzałogowych statków powietrznych, 873 pocisków manewrujących, 18 jednostek nawodnych, 5 264 pojazdy (w tym cysterny), 230 jednostek sprzętu specjalnego.

Dane dowództwa w Kijowie są szacunkowe na podstawie raportów z linii frontu. Wszelkie inne szacunki – dokonywane głównie przez zachodnich analityków i tamtejsze think tanki – są znacznie niższe od ukraińskich.

Fot. PAP/EPA

Prowadzący

Przed radiowym mikrofonem spędził kilkanaście lat swojego zawodowego życia. Przede wszystkim rozmawiając. Część z tych rozmów nagrywał też kamerą, pracując w telewizji. A teraz może robić obie te rzeczy w jednym miejscu, w „Rzeczpospolitej” jest redaktorem naczelnym rp.pl.