W wieku 77 lat zmarł Tadeusz Woźniak – znany i uwielbiany Polaków bard i wokalista. Tadeusz Woźniak był twórcą kultowego „Zegarmistrza światła”. Dzisiejszy podcast Rzeczpospolitej „Rzecz w tym” poświęcamy zmarłemu muzykowi.
Gośćmi Marzeny Tabor-Olszewskiej są dzisiaj: redaktor naczelny Rzeczpospolitej Bogusław Chrabota i dyrektor Biblioteki Narodowej doktor Tomasz Makowski. Obaj byli przyjaciółmi Tadeusza Woźniaka. Wspominają jego muzyczny geniusz i serdeczną naturę.
Bogusław Chrabota wspomina Tadeusza Wożniaka bardzo osobiście:
Odszedł Tadeusz Woźniak. Stanowczo za wcześnie. Był artystą w pełni formy, aktywnym, twórczym do ostatnich dni. Koncertował, pisał, tworzył. Mimo, że szerszej publiczności znany głównie jako pieśniarz, autor i wykonawca legendarnego „Zegarmistrza”, był człowiekiem wielu niezwykłych talentów. Przede wszystkim kompozytorem. Ledwie kilka tygodni temu słuchaliśmy na Placu Krasińskich, w dniu otwarcia wyremontowanego Pałacu Rzeczypospolitej, specjalnie skomponowanego przez niego koncertu zatytułowanego „Słowo”. Znalazło się w nim wszystko, co kochał. Najważniejsze i najpiękniejsze fragmenty polskiej literatury, orkiestrowe brzmienia w wykonaniu Sinfonii Varsovii, ale i gitara, która była tak ważna i z którą się nie rozstawał. To dzięki niej zdobył sławę. To ona akompaniowała mu we wszystkich ważnych utworach, które cieszyły kilka pokoleń Polaków. Nie tylko „Zegarmistrz”, „Hej, Hanno”, czy „Smak i zapach pomarańczy”, także dziesiątki innych, świetnych muzycznie i zawsze rozpoznawalnych piosenek.
Mimo wielkiej popularności, nigdy nie gonił za tanią popularnością. W jakiś sposób świadomie krył się w jej cieniu. Nie lubił blichtru, muzycznej tandety, był przekonany, że najważniejsi są ci, którzy potrafią docenić muzyczne perły. To dla nich komponował i dla nich grał. Najczęściej ze swoją wspaniałą żoną, pianistką Jolą Majchrzak, zawsze z burzą rudych włosów, najlepszą towarzyszką jego życia. Był, jest i pozostanie jeszcze trzeci uczestnik tego niezwykłego tercetu. Syn Filip, człowiek o niezwykłej wrażliwości i wielkim sercu; może najważniejszy z sensów życia i trwania Joli i Tadeusza Woźniaków. Kochaliśmy ich wyjątkowo mocno za to niezwykle uczucie. I podzielaliśmy miłość do Filipa wraz z nimi.
Przyjaciele wiedzą, jak ciężko pisać mi te słowa. Byliśmy z moją żoną Dorotką z Woźniakami jak najbliższa rodzina. Ileż wspólnych chwil, zachwytów, wspomnień Tadeusza, których słuchało się z najwyższą uwagą. Ile godzin w jego studiu; ile wspólnych wzruszeń przy dźwiękach strun. Ile planów. Żegnając jednego z najbliższych przyjaciół trudno o dystans. Ten przyjdzie z czasem. Życie wszak wygrywa. Ale z tysięcy wspomnień, chcę skończyć to pożegnanie kilkoma słowami, które o Tadeuszu Woźniaku wypowiedział kiedyś inny z moich przyjaciół, redaktor muzyczny w Polsacie Kuba Nagabczyński; bardzo zapadły mi w pamięć. Oto światowiec, bo kimś takim jest Kuba, narzekał na język polski, który słabo dal ucha obcokrajowców brzmi w muzyce popularnej. Łatwo ustępuje angielskiemu. Ale są wyjątki, dowodzi, owej wyjątkowej harmonii muzyki i tekstu. Jakie? – spytałem. „Zegarmistrz światła purpurowy – Tadeusza Woźniaka. Absolutna światowa klasyka”. I taką zostanie na zawsze.