Dobry ratownik to żywy ratownik, czyli jak pomóc poszkodowanym

Zanim wezwiemy pomoc, sprawdźmy, czy poszkodowany jest przytomny i samodzielnie oddycha Do udzielenia pomocy zobowiązuje nas prawo – mówi Piotr Pisula, lekarz, rezydent chirurgii ogólnej, wykładowca zasad pierwszej pomocy przedmedycznej.

Nagłe wypadki na letnim szlaku zdarzają się częściej. Różnica polega na tym, że poza centrum wielkiego miasta trudno o pomoc. O to, jak bezpiecznie udzielać pomocy przedmedycznej pytamy Piotra Pisulę, który algorytmów postępowania uczy przyszłych ratowników medycznych.

- Bez względu na to, czy mamy do czynienia z ukąszonym przez żmiję, pobitym, czy rannym w wypadku, najpierw musimy zadać sobie pytanie, czy sami jesteśmy bezpieczni. Jeżeli ulegniemy temu samemu zagrożeniu, któremu uległ poszkodowany, to nie dość, że go nie uratujemy, a sami staniemy się kolejną ofiarą zagrożenia, którą będą musiały ratować służby – tłumaczy dr Pisula powtarzając znaną w ratownictwie maksymę: „Dobry ratownik to żywy ratownik”.

Gdy już upewnimy się, że jesteśmy bezpieczni, powinniśmy sprawdzić, czy poszkodowany jest przytomny. - Jeżeli nie odpowiada na nasze pytania, postępujemy zgodnie z algorytmem ABC (z ang. airway, breathing, circulation – udrożnienie dróg oddechowych, oddychanie, krążenie). - U osób nieprzytomnych mięśnie stają się wiotkie i może dojść do zamknięcia się światła dróg oddechowych. Żeby je udrożnić, należy wykonać tzw. rękoczyn czoło-żuchwa, odchylając czoło z uniesieniem żuchwy. Czasem to podstawowe działanie, by uchronić kogoś przed niedotlenieniem – tłumaczy ekspert.

Kolejnym krokiem jest ocena oddechu: - Wystarczy przyłożyć policzek do ust poszkodowanego. Przez 10 sekund powinniśmy wyczuć dwa zwykle oddechy. Jeśli tak się dzieje, uznajemy, że pacjent oddycha i nie wymaga resuscytacji krążeniowo-oddechowej, a więc uciskania klatki piersiowej. To moment, by wybrać numer alarmowy 112 i powiedzieć gdzie jesteśmy, kim jest poszkodowany (np. mężczyzną lat 60) i czy mamy oddech, czy nie. Rozmawiając z tym numerem nie rozłączamy się nigdy pierwsi – podkreśla dr Pisula.

Gdy poszkodowany nie oddycha, należy przystąpić do resuscytacji krążeniowo-oddechowej, najlepiej przy użyciu automatycznego elektrycznego defibrylatora AED, który można znaleźć w wielu miejscach publicznych, np. na lotniskach, stacjach kolejowych czy stacjach metra. Można o nie zapytać także ochrony czy obsługi danego obiektu. Najczęściej AED samo instruuje ratownika, co ma robić krok po kroku. Jeśli AED nie ma, należy zacząć samemu uciskanie klatki piersiowej, kładąc splecione dłonie na jej środku. Uciśnięcia powinny mieć głębokość ok. 5 cm i powinno ich być co najmniej 100 i nie mniej niż 120 na minutę. Ekspert radzi, żeby wykonywać je w rytm piosenki grupy Bee Gees „Staying Alive”.

Piotr Pisula podkreśla, że najlepszą metodą, by się tego nauczyć, jest kurs praktyczny. - Chociaż raz w życiu, a przynajmniej raz na kilka lat, warto przejść kurs pierwszej pomocy przedmedycznej – podkreśla.

fot. AdobeStock

Prowadzący