Wspomnienie dwóch powstańczych miesięcy ciągle ożywia naszą wyobraźnię, budzi emocje i wywołuje dyskusje. Ludzkie myśli i emocje pokonują upływ czasu – 1 września 1939 r. jest dla nas zamierzchłą przeszłością, ale 1 sierpnia 1944 r. wydaje się o wiele bliższy, choć w rzeczywistości dzieli je jedynie pięć lat. Trudno jednoznacznie ocenić ten fenomen zbiorowej pamięci Polaków. Być może jest to sukces polskiej polityki historycznej, może przejaw polskiego charakteru narodowego. Zapewne i jedno i drugie, bo przecież najbardziej lubimy tylko te melodie, które już kiedyś słyszeliśmy.
W osiemdziesiątą rocznicę wybuchu powstania warszawskiego warto po raz kolejny przywołać garść informacji, które przybliżą nam atmosferę ostatnich dni lipca 1944 r. W tym czasie warszawiacy widzieli potężny Wehrmacht w odwrocie, na krańcach Pragi słychać było sowieckie działa, a z Moskwy płynęły zachęty do walki z okupantem. Premier Stanisław Mikołajczyk próbował osobiście negocjować ze Stalinem i prosił o spektakularny czyn zbrojny. Do walki parł również płk Antoni Chruściel „Monter”, komendant Okręgu AK Warszawa i świeżo przysłany z Londynu gen. Leopold Okulicki. Dowódca AK gen. Tadeusz Komorowski „Bór” znalazł się pod wielką presją ze strony zwierzchników i podwładnych. W tle działali komuniści bezwzględnie realizując wytyczne Stalina, który umiejętnie grał na emocjach spragnionych wolności Polaków. Niemcy, którym udało się zatrzymać sowieckie natarcie i przywrócić porządek w szeregach, nakazali stawiennictwo stu tysięcy mężczyzn do budowy fortyfikacji. Polacy ich zlekceważyli. Nikt jednak nie mógł przewidzieć, jak długo dadzą się lekceważyć i jakich środków użyją by przywrócić posłuszeństwo. W takich warunkach „Bór”” zdecydował o ogłoszeniu godziny „W” na 17.00 1 sierpnia.
Od pierwszego dnia powstania, aż do wyjścia powstańców ze Śródmieścia do niemieckiej niewoli, mieszkańcami stolicy targały przeciwne emocje. Radość z podjęcia walki, uzyskania niewielkiej choćby enklawy wolności, z widoku polskich żołnierzy za oknem, mieszała się z żałobą po bohaterach poległych w boju i niewinnych zabitych podczas bombardowań. Dymy unoszące się nad Wolą i wiadomości od uciekinierów stamtąd, budziły przerażenie nieludzkim okrucieństwem Niemców. Jego widownią w różnych okresach powstania stały się także Ochota, Mokotów, Służewiec i Marymont. Ludzie, którym udało się ujść z życiem zostali wypędzeni ze swego miasta i zmuszeni do tułaczki. Czasem można było usłyszeć gorzkie słowa pod adresem tych, którzy powstanie wywołali. Do końca walk nie brakowało jednak ochotników do powstańczych oddziałów, szczególnie spośród ludzi młodych. Być może żywili oni nadzieję na zwycięstwo, a na pewno nie chcieli stać bezczynnie.
Ostatnio wiele pisze się i mówi o traumie wojennej, jako ciężarze, z którym muszą mierzyć się kolejne pokolenia Polaków. Z pewnością wydarzenia okresu powstania warszawskiego były przyczyną wielu granicznych doświadczeń i skrajnych emocji u jego uczestników, które na wiele sposobów były przekazywane potomnym. Tkwią one głęboko w pamięci tych niewielu już dziś świadków powstania. Każdy, kto mierzy się z traumą – raną na psychice – musi się do niej przyznać i dobrze ją poznać. Być może i z tego powodu kolejne obchody rocznicy powstania warszawskiego gromadzą tak wielu Polaków.