Mamy takie wrażenie, że zbyt szybko procedowane, niedopracowane projekty ustaw można podzielić na trzy grupy - mówi gość Agaty Łukaszewicz. - Pierwsza to sytuacje nadzwyczajne, gdy jest potrzeba szybkiej zmiany przepisów. Ale druga ma związek ze złym planowaniem. Np. w październiku decydenci ni z tego ni z owego spostrzegają, że do końca roku zostały dwa miesiące, że jest bardzo mało czasu na wprowadzenie zmian - głównie dotyczących budżetu. Takich, które muszą mieć odpowiednie vacatio legis. Wtedy dochodzi do łamania wszelkich terminów i przepisów dotyczących legislacji. Ale jest też trzecia, całkiem duża grupa: legislatorzy od początku do końca mają świadomość, że projekt spotka się z ogromnym oporem. Po co więc konsultować, organizować debaty, wystarczy, że ustawodawca ma wolę polityczną, aby takie zmiany wprowadzić. Potem będziemy się zastanawiać, czy jakiś sąd czy trybunał europejski nam to zakwestionuje. A na razie mamy spokój przez parę miesięcy czy lat.