Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, posłanka Lewicy

Oczywiście, chciałam, żeby sprawa była przesunięta, odwieszona, a najlepiej, żeby ten haniebny wniosek posłów Zjednoczonej Prawicy został odrzucony. Ale spodziewałam się takiego wyroku, bo Trybunał Konstytucyjny jest w tej chwili upolityczniony, kontrolowany przez partię rządzącą. Ciężko było spodziewać się innej decyzji - powiedziała rozmówczyni Zuzanny Dąbrowskiej.

- Gdy jesteśmy skazywane na piekło, nie możemy siedzieć i patrzeć, jak rzeczywistość dzieje się za naszymi oknami - zaznaczyła.

W Warszawie w nocy z czwartku na piątek doszło na Żoliborzu do starć policji z uczestnikami demonstracji zorganizowanych w stolicy po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego, który w czwartek uznał tzw. aborcję eugeniczną za sprzeczną z Konstytucją.

Byłam na demonstracjach. Najpierw byliśmy pod Trybunałem Konstytucyjnym, potem przeszliśmy pod siedzibę Prawa i Sprawiedliwości na Nowogrodzkiej. Byłam także na ulicy Mickiewicza w okolicach domu Jarosława Kaczyńskiego. Dla każdej kobiety, która dowiedziała się wczoraj jaka decyzja zapadła w pseudo-trybunale, to było trudne. Kaczyński i PiS liczyli na to, że w warunkach pandemii tylnymi drzwiami uda się wprowadzić całkowity zakaz aborcji, bez liczenia się z kosztami społecznymi i gniewem kobiet - powiedziała Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. - Ale kobiety wyszły na ulice pokazać swoją wściekłość, determinację i niezgodę na bycie tak traktowanymi. To, co zrobiła polska prawica, to jest tak naprawdę stwarzanie zagrożenia w warunkach epidemii. Jeżeli takimi decyzjami prowokuje się społeczeństwo, żeby wychodziło na ulice, to jest to działanie nieodpowiedzialne. Ta decyzja nie musiała zapaść wczoraj, można było z nią poczekać na spokojniejsze czasy, jeśli już koniecznie musiała zapaść - dodała. - Wtedy demonstracje odbywałyby się w bezpieczniejszych warunkach. Kobiety, które zmuszone są walczyć o swoje prawa, są narażane na niebezpieczeństwo przez TK i partię rządzącą - oceniła posłanka.

Jak podkreśliła Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, choć „chciałaby, żeby wszyscy zachowywali się bezpiecznie, rozumie, że nikt nie jest w stanie usiedzieć w domu i ze spokojem przyglądać się, jak prawica podejmuje kolejny krok w budowaniu piekła kobiet i  skazuje je na tortury”. - Trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Zmuszanie kobiety, żeby urodziła niezdolne do przeżycia dziecko, żeby patrzyła jak umiera w męczarniach, to są tortury. To nie jest opinia jednej posłanki Lewicy, a opinia komitetu do spraw tortur ONZ - stwierdziła. - Gdy jesteśmy skazywane na piekło, nie możemy siedzieć i patrzeć, jak rzeczywistość dzieje się za naszymi oknami - zaznaczyła.

Posłanka zapytana została także o zachowanie policji podczas protestów. - Gdy ludzie zaczęli gromadzić się pod TK, policja zachowywała się bardzo odpowiedzialnie, zabezpieczając spontaniczne zgromadzenie. Tak samo całą trasę pod siedzibę PiS na Nowogrodzkiej. Sytuacja zmieniła się dopiero w okolicy domu Jarosława Kaczyńskiego na Żoliborzu - powiedziała. - Na protestujących czekała ogromna liczba wozów policyjnych i funkcjonariuszy, którzy sformowali kordon przypominający wręcz zasieki. Na pierwszy rzut oka było widać, że ten akcent ochrony demonstrantów przeniósł się na ochronę fragmentu ulicy. Tam doszło użycia środków, które w mojej ocenie były co najmniej przedwczesne, jeśli w ogóle nie nieadekwatne. Policja użyła gazu zanim nastąpiła jakikolwiek reakcja ze strony protestujących. Moim zdaniem było to działanie przedwczesne - podkreśliła.

Dziemianowicz-Bąk odniosła się także do tego, że funkcjonariusze policji twierdzą, że część demonstrantów napierała na kordon i zaatakowała ich bez żadnego powodu, między innymi rzucając kamienie. - Pojawiły się oskarżenia i okrzyki, że ktoś rzuca kamieniami, ale bardzo szybko osoby te zostały zidentyfikowane jako związane z Telewizją Publiczną. One nie uczestniczyły w proteście, a prowokowały. Ale policja użyła gazu jeszcze zanim doszło do takich okrzyków - powiedziała posłanka. Jak dodała, „sposób w jaki dokonywano zatrzymań także pozostawia wiele wątpliwości”. - To były osoby wynoszone z tłumu, niestawiające oporu, a przy samochodach policyjnych doświadczające brutalności policji, przyduszane. Policja reagowała dopiero, gdy posłanki wyciągały telefon, żeby zrobić zdjęcie lub coś nagrać - zaznaczyła. - Tę sprawę będziemy wyjaśniać. Jestem w kontakcie z prawnikami, którzy zajmują się osobami zatrzymanymi. Wiem, że rozważane jest składanie zażaleń na postępowanie policji. Moim zdaniem te środki były nadmierne - oceniła Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.

Prowadzący