Mówienie, że po zwycięstwie Donalda Trumpa rząd Donalda Tuska powinien podać się do dymisji, to jest myślenie o Polsce, jak o kraju peryferyjnym. To nierozsądne, gdy takie wypowiedzi padają z ust znaczących polskich polityków - mówi w programie "Rzecz o polityce" współprzewodniczący partii Razem Adrian Zandberg.
Wtorek wyborczy w Stanach Zjednoczonych przyciąga uwagę całego świata. O tym, kto zwycięży w walce o Biały Dom, zdecyduje niewielka liczba wyborców w kilku stanach, tzw. wahających się, albo nawet powiatach, takich jak np. Buck w Pensylwanii.
O wynik wyborów w USA i wpływ na Polskę Jacek Nizinkiewicz zapytał współprzewodniczącego partii Razem Adriana Zandberga. - Wybory w Stanach Zjednoczonych wpłyną przede wszystkim na nasze bezpieczeństwo i to jest coś, na co powinna przygotować się cała klasa polityczna w Polsce. Jeżeli doszłoby do zwycięstwa Donalda Trumpa, to oznacza, że musimy w dużo szybszym tempie niż dotąd, jako cały region i jako Unia Europejska, wziąć odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo. To się nie działo przez ostatnią dekadę. Wygodne było myśleć, że kwestie związane z bezpieczeństwem kontynentu są wyeksportowane za ocean. Tak nie jest i jeśli doszłoby do zwycięstwa Trumpa, to w przyspieszonym tempie konieczne będzie to, by Europa stanęła na własnych nogach. Mówiąc szczerze, perspektywa ta nie zmieni się mocno, gdyby wygrała Kamala Harris, ponieważ oczywiste jest dla USA, że najbardziej interesującym regionem świata jest Pacyfik. Europa musi się usamodzielnić - mówił poseł.
Czy zwycięstwo Donalda Trumpa nie oznacza problemu dla NATO, a dla Polski konieczność przeznaczania większej kwoty na uzbrojenie. - Polska już przeznacza spore środki na obronność. Kluczowym problem, przed którym stoi Europa, to jest koordynacja przemysłów obronnych. O tym się w Polsce rzadko mówi, ale trzeba o tym mówić - to jest koordynacja sił zbrojnych, czyli powoływanie wspólnych europejskich jednostek obronnych, droga w stronę wspólnej europejskiej armii – powiedział lider partii Razem
Adrian Zandberg „nie ma wątpliwości”, że lepszym rozwiązaniem dla Polski byłoby zwycięstwo Kamali Harris. Wskazał jednocześnie, że polscy politycy nie powinni tak aktywnie angażować się w wybory w USA. - Nasze ustawianie się w roli kibiców tego, co dzieje się w USA bywa nieco przesadne, w szczególności, gdy słyszę, że „zwycięstwo tego, lub tamtego”, oznacza konieczność zmiany rządu. To jest myślenie o Polsce jak o kraju, który jest zupełnie peryferyjny, jak byśmy nie byli krajem niepodległym. To nierozsądne, gdy takie wypowiedzi padają z ust znaczących polskich polityków – dodał.
- Jakie wnioski można wyciągnąć z tego typu opinii? Jeśli zmienia się władza w USA, to ona powinna nominować w Polsce władze? Polska jest demokratyczna i niepodległa, dobrze by była w tej sprawie zgoda – mówił Zandberg.
Lider partii Razem został zapytany, czy on osobiście nie chciałby dymisji rządu Donalda Tuska. - To, że ten rząd zawiódł mnie, to dużo mniejszy problem niż to, że zawiedli ludzi, którzy w ubiegłym roku głosowali za zmianą. Słyszę to od ludzi na spotkaniach i na ulicach. Gdyby mieli teraz pójść na wybory, to zostaliby w domu. To jest dzisiaj bardzo poważne zagrożenie dla polskiej demokracji, a to nie bierze się znikąd. Obietnice, pod którymi partie dziś rządzące szły do wyborów, nie zostały zrealizowane. Są duże grupy społeczne, które liczyły na szybką i zdecydowaną poprawę sytuacji życiowej. To się nie dzieje. Najbardziej spektakularnym przykładem jest ochrona zdrowia – powiedział poseł.
- Problemem tego rządu jest to, że w wielu dziedzinach on nie robi nic. Kolejki do lekarzy nie skróciły się, tylko się wydłużyły. Kolejne programy lekowe, które mogą uratować życie tysiącom dzieci, są zagrożone. Ludzie nie tylko nie mogą dostać się do specjalisty, ale widzą, że ich terminy coraz bardziej się oddalają. Są odwoływane operacje i zabiegi, które miały im ratować zdrowie. Pani minister Leszczyna zaproponowała budżet na kolejny rok, który oznacza, że w publicznej ochronie zdrowia zabraknie 20 mld złotych. Nie na to, by ją naprawić, ale po to, by nie było gorzej niż w tym roku. To skrajnie nieodpowiedzialne – powiedział Zandberg.