Paulina Hennig-Kloska, posłanka Koalicji Obywatelskiej

Wybieram się na posiedzenie Sejmu, to jest służba, nasz obowiązek. Liczę, że Kancelaria Sejmu zadba o nasze bezpieczeństwo - mówiła posłanka w rozmowie z Zuzanną Dąbrowską.

Mówiąc o tzw. tarczy antyrkryzysowej, ustawie, którą ma przyjąć Sejm, aby pomóc przedsiębiorcom i pracownikom dotkniętym skutkami pandemii koronawirusa SARS-CoV-2, posłanka podkreśliła, że "wymaga ona zmian" i dodała, że ma nadzieję, iż uwagi opozycji "zostaną uwzględnione".

Bo nie ma nic gorszego niż tworzenie dla gospodarki bubli prawnych, które nie pomogą, bo będą zawierały niespójne przepisy. Jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że trzeba przepisy uchwalić w trybie pilnym - dodała.

Mówiąc o potrzebach polskiej gospodarki Hennig-Kloska stwierdziła, że obecnie "część branż nie pracuje wcale, bo im państwo zakazało", a inne nie pracują, bo "klienci zrezygnowali z korzystania z pewnych usług".

Tym przedsiębiorcom grozi utrata przychodów na poziomie 70-80 a nawet 100 proc. - zauważyła dodając, że mamy do czynienia nie ze spowolnieniem, ale "ogromnym tąpnięciem" w gospodarce.

W ocenie posłanki przedsiębiorstwa przetrwają jeszcze tydzień-dwa, ale "miesiąc dwa dla większości będą ogromnym problemem, bo firmy te nie są przygotowane do pokrywania kosztów bez uzyskiwania przychodów".

Hennig-Kloska wyliczała, że "na interwencję w gospodarce będzie potrzebne 100 mld złotych". - Może więcej - dodała. Ubolewała przy tym, że rząd nie przygotował sobie rezerwy finansowej na wypadek kryzysu w czasach koniunktury gospodarczej.

Może w końcu przestaniemy patrzeć na kasę państwa z punktu widzenia tu i teraz a nauczymy się patrzeć w sposób bardziej odpowiedzialny na finanse publiczne - mówiła.

Przestrzegła też przed skutkami spadku wpływów do kasy państwa. - Będzie pogłębiał się deficyt ZUS-u, może brakować środków na zasiłki dla bezrobotnych - mówiła. 

Prowadzący