Tomasz Pietryga, zastępca redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej”

Mamy do czynienia z permanentnym konfliktem właściwie we wszystkich instytucjach sądowych (…) To się nie kończy, ten konflikt trwa i się rozwija - powiedział gość Jacka Nizinkiewicza, autor książki „Trzecia władza. Sądownictwo w latach 1946-2023”. - Perspektywa, że dojdzie do jakiejś stabilizacji w sądownictwie na razie wygląda marnie - zaznaczył.

W rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem Tomasz Pietryga, wiceszef „Rzeczpospolitej”, szef działu prawnego i autor książki „Trzecia władza. Sądownictwo w latach 1946-2023” mówił o tym, czy trzecią władzę da się naprawić i jak psuto sądownictwo w Polsce po 1946 roku. 

Historia współczesna – ale ta dawna również – pokazuje, że sądownictwo w Polsce to jest serial, który nigdy się nie kończy. Dzisiejsze wydarzenia – odwracanie przez nową koalicję rządzącą zmian, które wprowadził PiS przez ostatnie osiem lat – pokazują, że ta historia nie jest jeszcze zamknięta, że kolejne rozdziały tej książki się ciągle piszą. Perspektywa, że dojdzie do jakiejś stabilizacji w sądownictwie na razie wygląda marnie - powiedział Tomasz Pietryga.

- W mojej książce opisuję lata powojenne, bo chodzi o to, żeby zrobić punkt odbicia do rzeczywistości – żeby zdefiniować, jak ono wyglądało po wojnie. Ono rzeczywiście wyglądało koszmarnie, ze względu na to, że po wojnie ta kadra sędziowska została zdziesiątkowana. Komuniści, którzy nie byli przygotowani do przejęcia władzy w Polsce, musieli się ja tej zdziesiątkowanej kadrze opierać – nie mieli wyjścia, inaczej ten system by się załamał - powiedział Tomasz Pietryga. - Natomiast w bardzo szybkim tempie oni zaczęli wprowadzać własnych sędziów, którzy nie byli do tego przygotowani. Była taka słynna szkoła im. Duracza, która kształciła sędziów w ciągu dwóch lat – nie trzeba było być nawet prawnikiem, żeby zostać sędzią. Tacy ludzie zasilali później wymiar sprawiedliwości, prokuraturę – to byli ludzie nie tylko bez wiedzy prawniczej, ale też bez kręgosłupa moralnego. Część z nich stała się cynglami władzy ludowej. Wyroki śmierci – które szły w tysiące w latach stalinowskich – były ich dziełem. To były fundamenty sądownictwa, które się rodziło po wojnie. Później nastąpiła mała stabilizacja — wyjaśnił. 

Jak powiedział szef działu prawnego „Rzeczpospolitej”, „tych ludzi oczyścił czas”.  - To były lata 40.-50. Później był inny rodzaj sędziów, sędziów dyspozycyjnych, którzy już może nie mordowali na sali sądowej – bo były inne czasy – natomiast byli to ludzie, którzy z niezawisłością sędziowską nie mieli nic wspólnego - stwierdził Tomasz Petryga. - Jeżeli popatrzymy na statystyki upartyjnienia sądownictwa w latach 80., to można sobie wyobrazić, że 70 procent sędziów należało do PZPR lub partii satelickich. Ci ludzie byli przedłużeniem aparatu władzy, strażnikami totalitarnego systemu. Czas próby dla sądownictwa przyszedł w 1981 roku. On pokazał, że kilkuset sędziów absolutnie sprzeniewierzyło się zasadom, które powinni wyznawać. Część sędziów została zaprzęgnięta do aparatu represji generała Jaruzelskiego i skazywała w stanie wojennym – i po nim – na bardzo wysokie kary więzienia na przykład za okrzyki czy parę ulotek. Problem polega na tym, że kiedy nadszedł czas transformacji i czas przejścia do wolnej Polski, ci ludzie nie zostali odsiani. Do systemu wpuszczono ludzi, których przeszłość nie wskazywała na to, że powinni być sędziami - dodał. - To, że na samym początku – po 1989 roku – zabrakło moralnych podstaw, kanonów, zaważyło i pokutuje. Jeżeli popatrzymy na płaszczyznę społeczną – poparcie i zaufanie – to ludzie nie traktują sądów jako elementu instutucji, która jest blisko nich. To często wieża z kości słoniowej, która jest zamknięta i obca - podkreślił autor książki „Trzecia władza. Sądownictwo w latach 1946-2023”

- Jeżeli chodzi o rozliczenia z sądownictwem, to można to było zrobić na samym początku. Później ten układ się zamknął i im dalej w czas, tym bardziej było to niemożliwe. Właściwie chyba jeden sędzia został tak naprawdę rozliczony. Później to były już tylko hasła polityczna - powiedział Pietryga. 

Jak zaznaczył Tomasz Pietryga, „sądownictwo dziś wygląda bardzo źle”. - Mamy do czynienia z permanentnym konfliktem właściwie we wszystkich instytucjach sądowych. Jest podział na sędziów, którzy zawdzięczają swoje nominacje PiS i tych, którzy są zaangażowani we wszystkie organizacje sędziowskie, które aktywnie walczyły ze zmianami w PiS - stwierdził. - To się nie kończy, ten konflikt trwa i się rozwija. W tej chwili w defensywie są sędziowie, którzy przyszli z nominacji PiS, ale perspektywa jest dosyć marna – z punktu widzenia obywateli największym problemem jest dualizm prawny, który się tworzy na naszych oczach. Nie mamy stuprocentowej pewności, czy orzeczenie, które zostało wydaje w naszej sprawie obowiązuje, czy nie. System sądowniczy tak nie może działać - podkreślił. 

Prowadzący