Przemysław Wipler, poseł Konfederacji

Ja już przed pierwszym posiedzeniem powiedziałem, że jest błędem i przedwczesnym wzywanie Jarosława Kaczyńskiego w sytuacji, kiedy jako komisja nie mamy żadnych dokumentów, które świadczyłyby o tym, że jest on odpowiedzialny za jakiekolwiek nieprawidłowości dotyczące szeroko rozumianej inwigilacji, nie tylko w sprawie Pegasusa - zaznaczył gość Jacka Nizinkiewicza, mówiąc o piątkowym przesłuchaniu Jarosława Kaczyńskiego.

Podczas porannej rozmowy Przemysław Wipler, wiceprzewodniczący sejmowej komisji śledczej ds. Pegasusa, mówił o piątkowym przesłuchaniu Jarosława Kaczyńskiego. Wipler zapytany został między innymi, dlaczego był jedynym politykiem opozycji, do którego podczas posiedzenia komisji Jarosław Kaczyński nie zwracał się słowami „członku”. - Może ja do niego nie mówiłem „świadku” w sytuacji, kiedy to jest człowiek, który ma swoje lata – 75 lat. Do niedawna to był najważniejszy polityk w Europie Środkowej, jest też byłym premierem, byłym wicepremierem, prezesem potężnego ugrupowania politycznego. Mówienie do niego „świadku”? Na to reagował w sposób adekwatny. Jeśli ktoś do niego mówił „świadku” to po drugiej stronie nie ma „posła” czy „pana posła”, ale jest „członek komisji śledczej” - stwierdził Przemysław Wipler.

Czy zdaniem Wiplera komisja się sprawdziła, przesłuchując Jarosława Kaczyńskiego? - Mówienie, że to Jarosław Kaczyński kogoś przesłuchał jest nadużyciem, ale jaki jest koń każdy widzi. Wszyscy to komentowali i moja ocena tego, jak wyglądały prace komisji, nie odbiega od powszechnej - powiedział. - Ja już przed pierwszym posiedzeniem powiedziałem rano w mediach, że jest błędem i przedwczesnym wzywanie Jarosława Kaczyńskiego w sytuacji, kiedy my jako komisja nie mamy żadnych dokumentów, które świadczyłyby o tym, że jest on odpowiedzialny za jakiekolwiek nieprawidłowości dotyczące szeroko rozumianej inwigilacji, nie tylko Pegasusa - dodał. - To nie ma być komisja ds. nielegalnej inwigilacji z wykorzystaniem systemu Pegasus rodziny państwa Brejzów. To nie jest jeden przypadek. To są wszystkie przypadki nielegalnego, niecelowego i nieprawidłowego inwigilowania, podsłuchiwania Polaków w trakcie ośmiu lat rządów PiS. Przed rozpoczęciem pracy komisji nie otrzymaliśmy ani jednego dokumentu, który by w jakiś sposób dotyczył Jarosława Kaczyńskiego, który byłby datowany na czas jego wice premierowania, który byłby do niego kierowany, który by otworzył albo którego byłby odbiorcą. W takiej sytuacji mogliśmy iść na tę komisję mając wiedzę tylko gazetową i znając tylko wypowiedzi publiczne Jarosława Kaczyńskiego i innych osób. To tak, jak byśmy poszli na polowanie na niedźwiedzia z gołymi rękami - zaznaczył. 

Jarosław Kaczyński, stając jako świadek przed komisją ds. Pegasusa, wygłosił tylko część ślubowania świadka zastrzegając, że nie może wygłosić pełnej formuły z uwagi na brak zwolnienia go ze strony szefa rządu z przestrzegania tajemnicy. Wipler odniósł się do tej sprawy. 

To nie były moim zdaniem zeznania Kaczyńskiego, to były jego swobodne wypowiedzi. Równie dobrze bez żadnego trybu mógł sobie posiedzieć w Sejmie na jakimś zespole parlamentarnym i opowiadać, co o tym myśli. To był wielki błąd, że pozwolono Jarosławowi Kaczyńskiemu kontynuować udział w tym przedstawieniu w sytuacji, w której nie wygłosił odpowiedniej roty - ocenił Wipler. - A powiedział, dlaczego nie wygłosił. Ja szanuję i rozumiem, że jeżeli ktoś ma przysięgać, że będzie mówił wszystko, co wie, a nie może mówić wszystkiego, co wie – bo nie został zwolniony z tajemnicy – to jest to wewnętrzna niekonsekwencja ustawy - dodał. - Jeżeli ją czytać konsekwentnie i rozsądnie, to miał prawo odmówić takich zeznań. A komisja powinna wystąpić do premiera Donalda Tuska o zwolenienie go z tajemnicy państwowej - zaznaczył. 

Druga kwestia jest taka, że pomimo tego, że Kaczyński powiedział, że jak zostanie zwolniony to powie wszystko, to później w trakcie samego przesłuchania powiedział, że nawet gdyby został zwolniony, to tego akurat by nam nie powiedział w kilku przypadkach. To mnie bardzo zdziwiło i tego nie rozumiem, ale będziemy mieli okazję dopytać w sytuacji, w której on zostanie zwolniony z tajemnicy, zaproszony ponownie i prawidłowo zaprzysiężony - podkreślił Przemysław Wipler. 

Polityk odniósł się także do tego, że podczas piątkowego posiedzenia komisji ds. Pegasusa dwaj posłowie PiS zostali z niego wykluczeni. - Oni robili obstrukcję, przeszkadzali w wypowiedziach, między innymi moich. To miało miejsce, ale przepisy prawa mówią o trybie, w którym można wykluczyć posła. Stosujemy tu posiłkowo regulamin Sejmu. Jest określony tryb. Są dwa strzały ostrzegawcze i dopiero odpalenie, to nie miało miejsca. I robi to przewodnicząca komisji, nie w głosowaniu cała komisja - powiedział polityk. - To, że przegłosowano wykluczenie posła Goska, a on nie wyszedł i jeszcze głosował w sprawie wykluczenia pana posła Ozdoby, jest miarą tego chaosu, który panował podczas tej komisji. Nazwanie tego przesłuchaniem jest trochę nadużyciem - dodał. 

Nie będę przyłączał się do osób chcących zmienić przewodniczącą. To jest decyzja wewnętrzna koalicji rządzącej, ja jestem posłem opozycji i jestem w mniejszości. Ja mam świadomość, że jestem tutaj w mniejszości, ale jak zostanie taki wniosek postawiony, to zobaczymy na kogo i wtedy będziemy się zastanawiać, nie spekulujmy. To, że były popełniane błędy jest oczywiste, co więcej mówić - podkreślił Przemysław Wipler, wiceprzewodniczący sejmowej komisji śledczej ds. Pegasusa.

Prowadzący