Prof. Rafał Chwedoruk, politolog

PiS, mimo tego, że jest partią numer jeden w Sejmie, mimo tego, że wciąż jest główną siłą na prawicy, znalazło się jednak na krawędzi wielopoziomowego kryzysu - mówił gość Zuzanny Dąbrowskiej.

Politolog był pytany czy ostatnie działania PiS, m.in. próba powstrzymania przejęcia kontroli nad mediami publicznymi przez nową większość, są elementem próby odwrócenia wyniku wyborów, czy tylko są to działania opóźniające, mające utrudnić rządy nowej większości.

Możemy wiele krytycznych słów poświęcić polskiej polityce, ale przy wszystkich swoich deficytach i słabościach w Polsce zaprowadzenie jakiegokolwiek porządku autorytarnego byłoby niemożliwe. Niemożliwe nie tylko ze względu na brak akceptacji absolutnej większości społeczeństwa, ale też ze względu na pewien bezwład instytucjonalny w wielu aspektach. Wreszcie jeśli spojrzymy na poglądy funkcjonariuszy policji, czy zawodowych żołnierzy, to raczej prawica nie jest tam taką formacją, której poglądy przeważałyby wśród osób przywdziewających mundury — odparł.

Oczywiście nie jesteśmy w stanie wniknąć w intencje i myśli polityków, możemy tylko snuć wizje historii alternatywnej. To co obserwujemy w ostatnich dniach to w większym stopniu zjawiska, które znajdują swoje źródła w sytuacji na prawicy — stwierdził też prof. Chwedoruk.

O jaką sytuację na prawicy chodzi?

PiS, mimo tego, że jest partią numer jeden w Sejmie, mimo tego, że wciąż jest główną siłą na prawicy, znalazło się jednak na krawędzi wielopoziomowego kryzysu. Kryzysu wynikającego zarówno z problemu sukcesji władzy, ale nader wszystko z utraty władzy, a także z ujawnionej struktury demograficznej, struktury przestrzennej elektoratu, zresztą ujawnionej nie po raz pierwszy, która mówiąc w skrócie utrudnia funkcjonowanie PiS jako partii w najbliższych latach. Kierownictwo tej partii podjęło cały cykl działań, które mają na celu konsolidację wewnętrzną tej formacji. Podjęcie bardzo radykalnych działań, głoszenie daleko idących treści, powoduje, że każdy musi się do nich odnieść. Jeśli się z tym nie zgodzi, to dla PiS jako formacji, lepiej aby zerwał z nią teraz, niż w ogniu kolejnej kampanii wyborczej. Forma politycznego spektaklu, którego głównym aktorem jest prawica, przewyższa treść - ocenił politolog.

A czy walka o media nie jest jednak elementem walki o władzę w Polsce?

Dziś kontrola polityczna nad mediami publicznymi bardzo ułatwia sprawowanie władzy, ale nie jest to już tak znaczące jak w pierwszych latach polskiej transformacji. Dla PiS wpływ na media publiczne jest dużo ważniejszy niż np. dla PO, choćby dlatego, że z wielu powodów ta formacja nie ma np. zaplecza w wielkomiejskiej klasie średniej, nie odnajduje zbyt wielu sympatyków w świecie kultury, nauki czy nawet wśród środowisk nauczycielskich, nie cieszy się także wielką sympatią w świecie mediów, gdzie poglądy liberalne — w naszym przypadku — zdają się najczęściej spotykanymi. Dlatego PiS musiał budować swoją siłę oddziaływania na świat zewnętrzny przez media publiczne, a w istocie robił to w sposób bardzo krótkoterminowy, który wręcz przyczynił się do izolacji tej partii. Miast wykorzystać takie media, które mają olbrzymie audytorium, do tworzenia „szarej strefy”, która byłaby atrakcyjna dla wyborców wahających się, PiS uczyniło z istotnej części kanałów informacyjnych medium przekazu do najbardziej zdeterminowanych, oczekujących jednoznacznej, czarno-białej wizji świata i zapłaciło za to w kampanii wyborczej — odparł.

Prof. Chwedoruk wskazał też, że działania posłów PiS, takie jak okupacja budynków mediów publicznych, mogą być dla byłej partii rządzącej ryzykowne.

PiS, w istocie, zdaje się bardzo dużo ryzykować. Sytuacja w której wczorajsi poważni politycy wprost z rządowych limuzyn mają stać się nonkonformistycznymi buntownikami, budowniczymi barykad, uczestnikami ulicznych zadym, to jednak trudne do wyobrażenia dla większości wyborców — ocenił.

Poseł, senator czy europoseł w roli ulicznego buntownika to chyba nie jest prosty do zrozumienia obrazek. To zresztą jest także pewną manifestacją słabości społecznej PiS. W czasie kampanii wyborczej wiele dyskutowano o manifestacjach społecznych organizowanych przez Platformę, które okazały się manifestacją siły. PiS, ze względu na strukturę swojego elektoratu, nie ma takich możliwości. Z faktu, że ma olbrzymie poparcie nie wynika, że ma wyborców, których miejsce zamieszkania i sposób życia pozwalałyby na to, aby zaangażowały się w trwałą formę ulicznego protestu w centrum Warszawy — dodał.

Sprawująca władzę koalicja ma bardzo duży komfort działania. Zmiany podejmowane w trakcie działania, czasami sprawiające wrażenie działań ad hoc, nie wiążą się z większym politycznym ryzykiem. Ogromne społeczne poparcie, wybory wygrane przy olbrzymiej frekwencji, powodują, że rządzący mogą dużo. Mogą też to wszystko, co się dzieje w związku z mediami publicznymi, rozciągnąć w czasie — podsumował.

Prowadzący