Joanna Scheuring-Wielgus, posłanka Nowej Lewicy

Na pewno tę debatę przegrała telewizja rządowa, a wygrała szeroko rozumiana opozycja. Ale musimy sobie też jasno powiedzieć, że to nie była debata – nie było możliwości zadawania pytań i mieliśmy tylko siedem minut na to, żeby coś przekazać widzom i widzkom - powiedziała rozmówczyni Jacka Nizinkiewicza.

Joanna Scheuring-Wielgus mówiła o poniedziałkowej debacie wyborczej, która odbyła się w TVP. Udział w niej wzięli premier Mateusz Morawiecki (PiS), Donald Tusk (KO), Szymon Hołownia (Trzecia Droga), Joanna Scheuring-Wielgus (Nowa Lewica) Krzysztof Bosak (Konfederacja) oraz Krzysztof Maj (Bezpartyjni Samorządowcy). 

Posłanka Lewicy zapytana została w programie #RZECZoPOLITYCE, czy uważa, że wygrała wczorajszą debatę. - Nie analizuję tego pod takim kątem. Na pewno tę debatę przegrała telewizja rządowa, a wygrała szeroko rozumiana opozycja - powiedziała Joanna Scheuring-Wielgus. - Musimy sobie też jasno powiedzieć, że to nie była debata – nie było możliwości zadawania pytań, czy ripostowania drugiego mówcy. Mieliśmy tylko siedem minut na to, żeby coś przekazać widzom i widzkom. Ja się starałam, żeby w tych siedmiu minutach, w których w ogóle mogłam się wypowiedzieć, przekazać postulaty Lewicy i przedstawić wizję jaką mamy na Polskę - podkreśliła. 

Joanna Scheuring-Wielgus przyznała także, że sama atmosfera debaty była „przedziwna”. - Każdy z nas miał swój pokój, w którym mógł się zrelaksować przed debatą i tam było wszystko w porządku. Ale – dmuchając na zimne – przyszłam nawet ze swoją wodą i byłam już wcześniej pomalowana, bo nie wiadomo było, co telewizja publiczna nam zgotuje - stwierdziła posłanka. - Później wszyscy się pojawiliśmy przy pulpitach. Ostatnią osobą, która weszła do studia był premier Morawiecki, który z nikim się nie przywitał. To było dosyć charakterystyczne – wszedł pan, który jest panem wszystkiego i nie ma w sobie nawet gestu, żeby przywitać się z tymi, z którymi zaraz będzie rozmawiał - podkreśliła Scheuring-Wielgus. - Wszyscy inni się ze sobą przywitali, tylko premier nie potrafił się zachować tak, jak należy. To jest dobry obrazek obecnej władzy, która wszystkich wokół, którzy nie są z tą władzą, traktuje w sposób bardzo wyniosły i z góry. To też obraz władzy zamkniętej, która boi się relacji z ludźmi - dodała. Jak powiedziała posłanka, „po debacie też nie było chęci nawiązania jakiejkolwiek relacji”. - Sama podeszłam do pana premiera, żeby powiedzieć mu chociaż „do widzenia”. Jeżeli jesteśmy razem na jakimś spotkaniu, to głupio jest nie podać ręki, nie powiedzieć „dzień dobry” czy „do widzenia”. Mnie tego uczyli rodzice, natomiast widać, że władza premierowi bardzo uderzyła do głowy - oceniła. 

Joanna Scheuring-Wielgus powiedziała także, że „jest przekonana, iż premier Morawiecki znał te pytania”. - Zadziwiające było też, że pytania były dłuższe niż możliwość, którą dano nam na odpowiedź. My znaliśmy tylko zagadnienia i wiedzieliśmy, że coś z tych tematów padnie, ale w 60 sekund człowiek nie jest w stanie odnieść się do zadanego pytania, które jest bardzo długie i jest tematycznie bardzo szerokie - powiedziała posłanka. - Trzeba było się tak przygotować, żeby połączyć ogień z wodą i wykorzystać ten czas, żeby coś wyborcom i wyborczyniom z telewizji publicznej przekazać - dodała. 

Posłanka odniosła się także do sytuacji, która miała miejsce na debacie. Podczas spotkania wielokrotnie dochodziło do bezpośredniego starcia Donalda Tuska i Mateusza Morawieckiego. Politycy wypominali sobie przeszłość polityczną oraz podejście do różnych tematów gospodarczych i społecznych. 

Szef rządu i lider Koalicji Obywatelskiej starli się m.in. przy pytaniu o podwyższenie wieku emerytalnego. Mateusz Morawiecki w swojej minutowej wypowiedzi nawiązał do spotkania z jedną z emerytek w Kraśniku. - Często jeżdżę po Polsce i spotykam się z seniorami, ostatnio podeszła do mnie pani Danuta z Kraśnika. Poprosiła, abym oddał Donaldowi Tuskowi 2 złote waloryzacji emerytury, którą dostała kilka lat temu. Zrobię to po programie - mówił Morawiecki, który stwierdził, że kobieta nie potrzebuje tych pieniędzy, bo teraz ma np. trzynastą i czternastą emeryturę.

- Wydaje mi się, że premier nie przekazał Donaldowi Tuskowi tych dwóch złotych – zrobił tylko show i nic więcej - powiedziała Joanna Scheuring-Wielgus.

Posłanka Lewicy zapytana została także, czy pytania były dla niej zaskoczeniem. - Ja spodziewałam się takich pytań, podobnie jak i przewidziałam to, jak będzie wyglądała cała debata. Udało nam się przewidzieć prawie wszystko. Te pytania były przygotowane pod referendum PiS-owskie. Nie chodziło o to, żeby zapytać o coś ludzi albo rozwiązać jakiś problem, podyskutować na jakiś temat - chodziło o bicie piany politycznej i nakręcanie tej debaty pod PiS - powiedziała. - Nie mamy żadnego wpływu na to, jak telewizja rządowa nas przedstawia. Niezależnie od tego czy zrobimy coś źle – czy coś pokażemy czy nie – to i tak będziemy przedstawiani przez telewizję rządową w złym i karykaturalnym świetle. Tak było, jest i będzie, dopóki rządzi PiS. Ale to była szansa, żeby złapać tych widzów i te widzki, którzy myśleli do tej pory, że Donald Tusk jest diabłem wcielonym. Tutaj zobaczyli zupełnie innego człowieka. Albo że ci z opozycji tą są jacyś szarlatani - dodała. - Zobaczyli normalnych ludzi, którzy mają coś do powiedzenia - każdy coś innego. Być może mają teraz jakiś dysonans w głowach. Chodziło o to, żeby wzbudzić pewną niepewność w ludziach, ale też, żeby mieli okazję przemyśleć, czy to co pokazuje telewizja rządowa jest prawdą - zaznaczyła Scheuring-Wielgus.

Joanna Scheuring-Wielgus mówiła także o prowadzących debatę. - To też było symptomatyczne – oni się nagle pojawili i z nikim z nas się nie przywitali. Miałam wrażenie, że celem telewizji publicznej jest umniejszenie rangi tej debaty – pokazanie, że ona jest nudna i mało ważna - powiedziała posłanka. - Godzina, w której się odbywała ta debata to też była godzina, w której przed telewizorami nie siadają. Chodziło o to, żeby ludzie nie wiedzieli o tej debacie i żeby pokazać narrację PiS – szczególnie dotyczącą Donalda Tuska. Tę narrację, która jest codziennie w TVP prowadzona - dodała. - Jestem od dawna obserwatorką życia publicznego i kiedyś debaty tak nie wyglądały. Dla mnie to było zupełnie oczywiste na przykład, że podeszłam do operatora kamery, który był mi dedykowany i się przywitałam, a później pożegnałam - podkreśliła. 

Czy były kwestie, których nie udało się poruszyć Joannie Scheuring-Wielgus? - Oczywiście więcej chciałam powiedzieć w kwestii dla mnie ważnej jakimi są prawa kobiet, ale nie było ani takiej tematyki ani takiej możliwości, więc w jednym zdaniu, które powiedziałam na końcu przemówienia chciałam zawrzeć wszystko to, co związane jest z prawami kobiet - stwierdziła posłanka. 

Telewizja rządowa to są zupełnie inni widzowie niż są z tej – nazwijmy to – „bańki lewicowej”. Nam zależało bardzo na tym, że przekonać niezdecydowanych, ale również spróbować zawalczyć o tych, którzy kiedyś głosowali na Lewicę, ale później przeszli na stronę PiS - powiedziała posłanka Lewicy. - Myślę, że dużo osób się do nas przekonało. PiS chciałoby zagarnąć dla siebie cały obszar związany z rodziną, a to jest przecież obszar również dla Lewicy. Jako kobiety walczymy o prawa kobiet, ale jesteśmy też matkami i chcieliśmy to pokazać - podkreśliła Joanna Scheuring-Wielgus w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem.

Prowadzący