W jego twórczości słychać trzewia muzyku amerykańskiej, a więc nie tylko blues, country i gospel - mówił gość Jacka Nizinkiewicza przybliżając postać kanadyjskiego muzyka rockowego Robbiego Robertsona.
Łobodziński przybliżył postać niedawno zmarłego kanadyjskiego muzyka rockowego Robbiego Robertsona.
Robbie Robertson stał się kwintesencją amerykańskiej muzyki, choć z paszportu był Kanadyjczykiem. Był synem rdzennej amerykanki i Żyda. Myślę, że z faktu, że dorastał w patchworkowej rodzinie wynika jego niebagatelna rola w popkulturze. Sądzę, że był duchowo i genetycznie przygotowany do tego, żeby zgłębiać korzenie muzyki amerykańskiej. W jego twórczości słychać trzewia muzyku amerykańskiej, a więc nie tylko blues, country i gospel. Wszystko to łączył w sobie, a dodatkowo miał doskonałych partnerów w postaci zespołu "the band", który współtworzył. W jego ramach skomponował większość utworów - podkreślił publicysta.
Dziennikarz zwrócił także uwagę, na to w jak niezwykłych czasach działał zespół "The Band"
Działalność zespołu przypada na rok 1968, gdy mieliśmy do czynienia z apogeum kontrkultury. A oni nagle zaczynają badać korzenie i tradycje. Było to bardzo konserwatywne podejście do muzyki. Dzięki temu odtworzono stare nurty w amerykańskiej i światowej muzyce - wyjaśnił.
Myślę, że jest to kwestia tego, że w ogóle nie za dużo wiemy o muzyce amerykańskiej wywodzącej się z lat 60-dziesiątych. W Polsce, wcześniejsze pokolenie korzystały tylko z tego, co nadawało Polskie Radio. Stąd mamy dominację muzyki brytyjskiej. Bierze się to z faktu, że prezenterzy radiowi najczęściej mieli dostęp do płyt z Wielkiej Brytanii. To pokochali, i to mogli zaproponować polskim słuchaczom. Wydaje mi się, że w Polskim Radiu panował klimat koncentrowania się na muzyce europejskiej. To wyjaśnia także przyczynę dlaczego Bob Dylan nie jest specjalnie popularny w naszym kraju, mimo tego, że jest fundamentem światowej popkultury - stwierdził dziennikarz.