Nie było tam żadnego ochroniarza, który stawiałby nam opór, czy mówił, że nie możemy wejść - mówił Michał Kołodziejczak, rolnik, szef AgroUnii, w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem.
Kołodziejczak został zapytany o to, dlaczego działacze AgroUnii weszli do ministerstwa rolnictwa
- Budynek był okupowany przez rolników, ale także przez pracowników różnych firm i ludzi, którzy mają swoje biznesy. Przez długi czas umawialiśmy się z ministrem Telusem na spotkanie. Nie odpowiedział nam kiedy możemy przyjść, więc przyszedłem do niego w ostatecznym terminie. Poszedłem tam z kilkoma konkretnymi pytaniami, na które nie uzyskałem odpowiedzi. Chcieliśmy uzyskać listę firm, które przywoziły zboże do Polski z Ukrainy. Do dzisiaj nie ma tej listy, a minister się wykręca. Nie mogłem zrobić nic innego niż wejść do ministerstwa - stwierdził działacz.
Lider AgroUnii, dodał, że działacze jego ruchu "stali dwa tygodnie pod ministerstwem sprzedając tam maliny, porzeczki i czereśnie, żeby pokazać trudną sytuację".
Michał Kołodziejczak: nasze działania wielu urzędnikom otworzyła oczy
- Jednak żaden minister czy wiceminister się tym nie zainteresował. Jedynie pracownicy ministerstwa przychodzili i kupowali bardzo dużo tych owoców. Wielu pracownikom ministerstwa nasz konsekwentna obecność pod ministerstwem otworzyła oczy. Oni do tej pory twierdzili, że nasze problemy podnosimy, tylko i wyłącznie na cele polityczne. Pracownicy ministerstwa przychodzili każdego dnia przez dwa tygodnie i robili zakupy. Do tej pory, gdy gdzieś wchodziliśmy, to pracownicy i ochrona starali się postawić opór. W tej sytuacji czegoś takiego nie było, bo ludzie rozumieli, że mamy słuszność – stwierdził Kołodziejczak.
Kołodziejczak był także dopytywany, czy z prawnego punktu widzenia nie doszło do wtargnięcia na teren ministerstwa rolnictwa.
- Nie było tam żadnego ochroniarza, który stawiałby nam opór, czy mówił, że nie możemy wejść. Weszliśmy normalnie przez bramki, przez które nie trzeba była skakać - drzwi były pootwierane. Wcześniej wysłaliśmy do wszystkich mediów informacje, że o jedenastej idziemy na spotkanie z ministrem rolnictwa. Nikt nie uwierzył nam, że rzeczywiście idziemy na to spotkanie. Z resztą Policja bardzo często dostaje o tym powiadomienia, ale nas zlekceważono. Prawdopodobnie myślano, że zrobimy kolejną konferencję, która nie przykuje uwagi mediów. No bo ile można robić konferencje o tym, że jest źle? Przecież każdy o tym wie. Tu rodzi się pytanie, czy nas wejście było zasadne, czy bezzasadne. Jak weszlibyśmy tam w strojach ludowych śpiewając pieśni ludowe, chwaląc ministra, to pewnie bylibyśmy super przyjęci – podkreślił lider AgroUnii.