Przemysław Wipler tłumaczył swoją decyzję o swoim powrocie do działalności politycznej.
- Tak naprawdę nigdy z niej nie odszedłem. Przez ostatnie sześć lat zajmowałem się nią od innej strony. Uważam, że mogę pomóc moim kolegom, z którymi robiłem różne rzeczy w sferze publicznej. Ponad dwadzieścia lat działam w ruchu wolnościowym i wspieram osoby działające w nim - stwierdził polityk.
Były poseł PiS-u został zapytany o to, dlaczego startuje z pierwszego miejsca na liście w Toruniu, zamiast Tomasza Mentzena, który wygrał prawybory Konfederacji w tej miejscowości.
- W czasie gdy odbywały prawybory, moim kolegom nie udało się mnie jeszcze przekonać do startowania. Nie chciałem też startować z pierwszego miejsca. Byłem gotów stratować z dalszego miejsca w Warszawie, ponieważ tutaj mieszkam. Podstawowym powodem jest takie, że brat Sławomira Mentzena - Tomek, postanowił zrezygnować, pomimo, że wygrał prawybory. Sławek obiecał Tomkowi, że znajdzie godnego następcę, i jego zdaniem postawienie na mnie to dobry wybór - stwierdził były parlamentarzysta.
Wipler odniósł się także do komentarza Pawła Kukiza, który pytał na Twitterze, czy decyzja o starcie Wiplera z pierwszego miejsca w Toruniu to wynik "zapłaty czy odebrania wypłaty".
- Człowiek, który wziął 4 miliony łapówki w postaci dotacji na jego fundację z rezerwy budżetowej, za to, że przez lata podkładał się PiS-owi i sprzedał "jedynkę" w Opolu powinien ciszej komentować jakiekolwiek inne zdarzenia. Paweł Kukiz jest symbolem tego jak rockendrolowiec może się zmienić w zwykłą szmacinę polityczną. To jest polityk, który stał się dawcą organów dla PiS-u w pierwszej kadencji, gdy z kilkudziesięcioosobowego klubu kolejnymi posłami zasilał klub PiS. Później zamienił się w dziewczynę, która cały czas narzeka na swojego chłopaka, bo nie chce jej uchwalić "sądów pokoju". Paweł Kukiz nie zrealizował żadnego ze swoich postulatów politycznych. Zamiast tego dostał jedynkę i cztery miliony na swoją fundację - podkreślił polityk.