Wszelkie działania profrekwencyjne, które są podejmowane, są rzeczami przeciwko którym nie wypada protestować - mówił gość Zuzanny Dąbrowskiej.
Prof. Flis był pytany o propozycję zmian w Kodeksie wyborczym, która trafiła do Sejmu 22 grudnia, tuż przed świętami Bożego Narodzenia.
To projekt, w którym mieszają się inicjatywy, rozwiązania na bardzo różnych poziomach. Od zmiany rewolucyjnej, przynajmniej w części kraju jeśli chodzi o kształt obwodów do głosowania czyli coś, co było ustabilizowane od ćwierćwiecza, przez rewolucję, która nie wiadomo jak będzie wyglądać, czyli obowiązek nałożony na gminy wiejskie i miejsko-wiejskie zorganizowania transportu publicznego w dniu wyborów, przez zmiany cichcem - PiS, bez żadnego uzasadnienia, wyrzuciło swój projekt sprzed pięciu lat: sprawę podwójnych komisji, oddzielnej do przeprowadzenia wyborów, oddzielnej do liczenia głosów - opisywał socjolog.
Takie zmiany bardzo często wprowadzić konsensualnie, a nie wrzucać na dzień przed Wigilią, cichcem, bez wcześniejszego przedyskutowania z kimkolwiek. Po to jest parlament, aby teraz to spowolnić. Na szczęście nie obudzimy się w sytuacji, w której jutro jest to już obowiązującym prawem, jak mogłoby to być pięć lat temu - dodał nawiązując do faktu, że obecnie opozycja ma większość w Senacie, a większość w Sejmie PiS jest niewielka i uzależniona od Solidarnej Polski.
Zmiany są różnorodne, o różnym znaczeniu, nie do końca jeszcze wiadomo jakim - podsumował prof. Flis.
A czy zmiany mogą pomóc PiS-owi w osiągnięciu lepszego wyniku w wyborach, np. poprzez zwiększenie liczby okręgów wyborczych, co ma - w założeniach - zwiększyć frekwencję w wyborach?
Mało jest sygnałów, które wskazywałoby, że tak jest naprawdę. Wiemy, że frekwencja się zmienia i zmieniała się - mimo że komisje wyborcze były w tych samych miejscach - zauważył socjolog.
Wygląda na to, że projekt nie jest do końca przemyślany, opiera się na jakichś odczuciach, anegdotach - dodał.
Dopytywany czy zwiększenie frekwencji, gdyby do niego doszło, zwiększy szansę PiS na wygranie wyborów?
Wszelkie działania profrekwencyjne, które są podejmowane, są rzeczami przeciwko którym nie wypada protestować, niezależnie od motywów - podkreślił socjolog.
Czy to ma realne przełożenie na wyniki wyborów? Tego do końca nie wiemy - zauważył dodając, że zmiany we frekwencji odbywają się w Polsce nawet bez zmian w kształcie okręgów wyborczych.
Wiemy, z dotychczasowych badań, że ci, którzy nie głosują, mają bardziej lewicowe poglądy - zarówno światopoglądowe, ekonomiczne i społeczne. W tym momencie częściej głosują osoby religijne. Może się okazać, że to wcale nie jest tak oczywista kalkulacja, jak przewiduje PiS - dodał.