Robert Gwiazdowski, prawnik, komentator

Jak ktoś zarabia dziesięć razy więcej od kogoś innego, to niech dziesięć razy więcej zapłaci podatku - mówił gość Jacka Nizinkiewicza.

Na początku Gwiazdowski był pytany, czy zarabiający więcej - osoby takie jak np. Robert Lewandowski - powinny być bardziej opodatkowane.

- Jak ktoś więcej zarabia, to więcej powinien zapłacić, to jest normalne. Nie jestem zwolennikiem podatku pogłównego, tylko proporcjonalnego. Jak ktoś zarabia dziesięć razy więcej od kogoś innego, to niech dziesięć razy więcej zapłaci. Problem polega na tym, że niektórzy uważają, że jak ktoś zarabia dziesięć razy więcej to powinien 12 razy więcej zapłacić, albo nawet 15 razy więcej zapłacić. I tu zaczynają się problemy, bo żeby taki system wprowadzić wszystkich trzeba inwigilować, sprawdzać dokładnie obywateli. Gdybyśmy nie mieli progresji podatkowej, moglibyśmy podatki pobierać u źródła - mówił Gwiazdowski.

Komentator dodał, że podatki w Polsce należałoby pobierać "jak za Gierka". - Wtedy nie było podatku progresywnego, podatki pobierano u źródła - wyjaśnił.

Gwiazdowski był też pytany o zmiany podatkowe wprowadzone przez PiS.

- To, co zrobiono z tzw. Polskim Ładem, to jest po prostu jeden wielki absurd. Zbliżamy się do końca roku podatkowego i księgowi mają urwanie głowy, bo tak naprawdę nie wiedzą jakie ludzie mają zapłacić podatki za 2022 roku, bo nie wiadomo jakie przepisy do tego zastosować - zauważył 

Komentator wypowiedział się też w kontekście inflacji, którą - jak mówił - można było przewidzieć już w 2019 roku.

- O tym, że będzie taka drożyzna niektórzy - w tym, mówiąc nieskromnie, ja - mówiliśmy już w roku 2019, a jeszcze do końca roku 2020 niektórzy bardziej bali się deflacji - zauważył Gwiazdowski nawiązując do wypowiedzi prezesa NBP, Adama Glapińskiego z tego okresu.

- W 2019 r. mogliśmy oceniać, co robi NBP. Jeżeli bank centralny dokonywał interwencji na otwartym rynku osłabiając złotego, to - mając na uwadze, że wcześniej wydrukowali na całym świecie pierdyliony dolarów, euro, funtów, to było wiadomo, że ta inflacja w końcu się rozleje - dodał.

Jak drożały akcje Tesli, to była hossa, a jak w górę idą ceny kartofli, to jest inflacja. Wiadomo było, że prędzej czy później z rynków finansowych te pieniądze muszą się wylać na rynek kartofli - podsumował.

Prowadzący