W kraju nie ma klęski żywiołowej i nie jesteśmy ogarnięci wojną - sześć tygodni to jest naprawdę wystarczający czas, żeby w miejsce jednych wyborów zrobić drugie - podkreślił gość Jacka Nizinkiewicza.
Antoni Dudek został zapytany jak ocenia projekt PiS-u, by przesunąć datę wyborów samorządowych (o tym, że zostaną one przesunięte, mówił w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Adam Bielan).
- To co PiS próbuje zrobić z wyborami samorządowymi to skandal. Po raz kolejny depcze ducha konstytucji. Teraz, gdy kończy się pięcioletnia kadencja władz samorządowych, w PiS-ie ocknięto się, że jest to dla nich niekorzystna koincydencja czasowa. Postanowiono, ot tak, przedłużyć o pół roku kadencję władz samorządowych. Mam nadzieję, że prezydent (Andrzej) Duda nie podpisze takiej ustawy, bo nie ma do niej żadnego uzasadnienia. PiS tłumaczy zmianę tym, że termin obu wyborów się pokrywa i nie ma ich jak przeprowadzić. Ale chce zwrócić uwagę, że z zasad ordynacji wyborczej jasno wynika, iż najwcześniejsza data wyborów parlamentarnych, a najpóźniejszą samorządowych, wynosi sześć tygodni. W kraju nie ma klęski żywiołowej i nie jesteśmy ogarnięci wojną - sześć tygodni to jest naprawdę wystarczający czas, żeby w miejsce jednych wyborów zrobić drugie - stwierdził politolog.
Zdaniem profesora Dudka PiS próbuje przesunąć wyborów, "ponieważ boi się, że wynik wyborów parlamentarnych może być niekorzystny i będzie rzutował na wynik wyborów samorządowych".
- Kolejny powód jest taki, że wielu polityków PiS-u musiałoby podjąć decyzję czy idzie do Sejmu, czy samorządu. Politycy nie chcą się pozbawiać luksusu, i zostawiają sobie możliwość kandydowania do samorządu w sytuacji, gdy nie powiedzie im się walka o mandat poselski. Jest to komfort i wygoda partii rządzącej, która ma w nosie przepisy i ducha konstytucji - podkreślił politolog.