Wirus (koronawirus SARS-CoV-2) musi być monitorowany, bo on może w którymś momencie zmienić się tak, że znowu będzie bardzo groźny - mówił gość Jacka Nizinkiewicza.
- Pandemia trwa, a wróciliśmy do normalności. Mamy taką trochę schizofreniczną sytuację, gdzie widzimy chorych, widzimy, że wirus krąży, badamy go, wiemy, że dalej mutuje, a społeczeństwo chce żyć normalnie i zapomina o profilaktyce i testowaniu, gdy pojawiają się objawy. To trudna sytuacja. Oczywistym jest, że mamy mniej zgonów, mniej problemów w szpitalach, nie grozi nam blokada systemu ochrony zdrowotnej, dlatego wiele osób uważa: po co się chronić, po co walczyć z tym wirusem, skoro wszystkie trudne przypadki mamy za sobą - mówił immunolog pytany o to czy pandemia koronawirusa SARS-CoV-2 już się skończyła.
- To przekonanie społeczne nie jest potwierdzone faktami. Po pierwsze: mamy wciąż pacjentów przyjmowanych do szpitali z ciężkim COVID-em. Po drugie nasza odporność z czasem będzie się osłabiać, w związku z tym potrzebujemy działań prewencyjnych. Po trzecie wirus musi być monitorowany, bo on może w którymś momencie zmienić się tak, że znowu będzie bardzo groźny - wyliczał dr Grzesiowski.
- Teraz jest czas względnego spokoju między jedną a drugą bitwą, ale ten czas trzeba spędzić na przygotowaniach do kolejnego sezonu COVID-owego - podsumował.
A jak dr Grzesiowski ocenia ewentualne zagrożenie związane z pojawieniem się w Europie wirusa małpiej ospy?
- Dziś jesteśmy świadkami epidemii w Europie. Trudno nazywać to oczywiście epidemią w rozumieniu masowych zachorowań, ale mamy 250 przypadków zachorowań w 16 krajach poza Afryką. Coś się wydarzyło. Ta hipermobilność, odreagowanie po pandemii, może powodować konsekwencje w postaci pojawiających się chorób, których nie było na kontynencie europejskim. Choroby tropikalne mogą pojawić się w każdym miejscu naszego globu - mówił dr Grzesiowski.
- Małpia ospa nie nosi znamion drastycznie niebezpiecznej. Szacuje się, że ta śmiertelność jest między 1 a 3 proc., przy dobrej opiece medycznej może nawet mniej niż 1 proc. Tu głównym mechanizmem, który powoduje śmierć jest nadkażenie bakteryjne zmian skórnych i sepsa. Jeśli pacjent jest dobrze zaopiekowany, taka sepsa mu nie grozi. Powikłania ciężkie małpiej ospy są znacznie rzadsze: zapalenie mózgu czy innych narządów to jest sprawa bardzo rzadka - podkreślił immunolog.
- Sytuacja jest też inna niż z COVID-em, bo mamy już w tej chwili
dostępne leki przeciwko małpiej ospie i mamy szczepionki, które są już
gotowe i dostępne - dodał. Zdaniem ekspertów ds. ochrony zdrowia przed
małpią ospą powinno chronić szczepienie przeciw ospie prawdziwej.
- Choroba jest w tym sensie niebezpieczna, że może szerzyć się przez kontakt bezpośredni i pośredni, bo może być niepokojącym zjawiskiem. Pomyślmy, że wirus małpiej ospy zasiedli jakiś gatunek zwierząt w Europie. To będzie problem. Wówczas rozpocznie się nowa era tej choroby. Nie chcemy tego. Nie chcemy kolejnego wirusa, który przechodzi od zwierząt do ludzi i może sprawić nam problem, bo nie mieliśmy z nim wcześniej kontaktu - dodał immunolog.