- Ludzie nie idą (do lekarza - red.) kiedy mają pierwsze objawy, tylko wtedy, kiedy nie widzą innego wyjścia. Obawiają się kwarantanny, izolacji, problemów w pracy. Dopiero jak już naprawdę źle się czują, to idą. Z punktu widzenia wirusologa to jest tragedia - mówił gość Jacka Nizinkiewicza.
- Mamy do czynienia z początkiem końca pandemii - powiedział w środę minister zdrowia Adam Niedzielski, który na wspólnej z ministrem edukacji i nauki Przemysławem Czarnkiem konferencji prasowej ogłosił nowe decyzje władz w związku z koronawirusem SARS-CoV-2. Przedstawiciele rządu Mateusza Morawieckiego przekazali, że koniec nauki zdalnej nastąpi o tydzień wcześniej, niż planowano. Okres izolacji po zakażeniu koronawirusem zostanie skrócony z 10 do 7 dni, zlikwidowany zostanie obowiązek kwarantanny po kontakcie z osobą zakażoną, a kwarantanna osób mieszkających z osobą zakażoną będzie biegła równoległe do izolacji osób z dodatnim wynikiem testu (obecnie w takich przypadkach to 17 dni - 10 dni izolacji i 7 dni kwarantanny).
- Nie wiem, czy to będzie początek końca, czy koniec pandemii. Na razie różnice tydzień do tygodnia mieszczą się w granicach tzw. błędu, czyli ok. 16 proc. - tak słowa szefa resortu zdrowia skomentował prof. Włodzimierz Gut. W rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem wirusolog zaznaczył, że nie polski minister ogłaszał pandemię i nie on ją będzie odwoływał. - Problem sprowadza się do tzw. chęci - zaznaczył.
- Nie odważyłbym się mówić o końcu pandemii - oświadczył prof. Gut.
Jeszcze niedawno grupa posłów PiS forsowała projekt (tzw. lex Kaczyński), który umożliwiałby pracodawcom żądanie od pracowników okazywania wyniku testu na koronawirusa SARS-CoV-2. Pracownik, który nie podałby wyniku, mógłby zostać zobowiązany do zapłacenia świadczenia odszkodowawczego z tytułu zakażenia koronawirusem na wniosek zakażonego pracownika, który miałby uzasadnione podejrzenie, że do zakażenia doszło w miejscu pracy. Teraz rząd mówi o końcu pandemii. Pytany o ten stan rzeczy i transmisję wirusa prof. Gut powiedział, że "sytuację mamy nie najlepszą". - Odsetek zaszczepionych, czyli tych, którzy są chronieni przed ciężkim przebiegiem i przed respiratorami, bo nie przed zakażeniem, jest za niski, żeby wpływać na pozostałe elementy epidemiologiczne - skomentował rozmówca Jacka Nizinkiewicza.
- A przyjęliśmy kalkę z krajów, które mają znacząco wyższy odsetek ludzi zaszczepionych, a poza tym już odpuścili i mają znaczną liczbę osób, które nabyły odporność przed ciężkim przebiegiem na drodze naturalnej - dodał.
- To nie jest sprawa Omikrona czy innego (wariantu), to zjawiska ogólne. Jeżeli mamy 80 proc. populacji zaszczepionej, do tego mamy przechorowanie na poziomie 10-15 proc., można liczyć się z wygasaniem. Jeśli mamy pięćdziesiąt kilka procent i w gruncie rzeczy niezbyt pewną liczbę zachorowań, powiedzmy 10 mln, to jeszcze parę milionów chętnych do zachorowania zostało - mówił gość Jacka Nizinkiewicza.
Pytany o zapowiedź zniesienia obowiązku noszenia maseczek prof. Gut oświadczył: - Ja będę nosił ze względu na to, że trochę jestem zapoznany z przedmiotem.
Wirusolog zwrócił uwagę, że liczba zgonów związanych z COVID-19 "wcale nie spada".
- Ludzie nie idą (do lekarza - red.) wtedy, kiedy mają pierwsze objawy, tylko idą wtedy, kiedy nie widzą innego wyjścia. Obawiają się kwarantanny, izolacji, problemów w pracy - właściwie boją się wszystkiego, co powoduje, że wybierają istnienie covidu i dopiero jak już naprawdę źle się czują, to idą. Z punktu widzenia wirusologa to jest tragedia, bo i tak zakażamy dzień wcześniej, zanim wystąpią objawy. Jeśli my te objawy lekceważymy, to nie zarażamy jeden dzień, tylko tyle dodatkowych dni, ile opóźniliśmy kontakt z lekarzem - powiedział prof. Włodzimierz Gut.