Krzysztof Izdebski, prawnik, ekspert ds. dostępu do informacji

Nie zdziwiłem się, mało jest rzeczy, które mnie dziwią, jeśli chodzi o pracę TK w ostatnich kilku latach - mówił gość Zuzanny Dąbrowskiej.

Izdebski odniósł się do bezterminowego odroczenia rozstrzygnięcia ws. wniosku Małgorzaty Manowskiej, prezes Sądu Najwyższego, przez Trybunał Konstytucyjny. Wniosek dotyczył zbadania konstytucyjności części przepisów ustawy o dostępie do informacji publicznej. Chodzi m.in. o zapisy dotyczące definiowania władzy publicznej i osób pełniących funkcje publiczne, oraz udostępniania przez nie informacji. Zdaniem prezes SN obecne definicje zbyt poszerzają liczbę podmiotów, zobowiązanych do podawania informacji publicznej, a obowiązek udostępniania takich informacji narusza życie prywatne takich osób.

- Nie zdziwiłem się, mało jest rzeczy, które mnie dziwią jeśli chodzi o pracę TK w ostatnich kilku latach. Trybunał serwuje takie niespodzianki, które są dość przykre z punktu widzenia państwa prawa. Myślałem, że szybki termin pierwszej rozprawy - która odbyła się już w listopadzie - oznacza, że TK i jego otoczeniu politycznemu zależy na czasie, jeżeli chodzi o rozpatrzenie wniosku prezes Manowskiej. Także z uwagi na wydarzenia dziejące się w tle, czyli sprawę stowarzyszenia Watchdog Polska przeciwko Fundacji Lux Veritatis o dostęp do informacji publicznej. Tam podstawą do oskarżenia ojca Tadeusza Rydzyka - dyrektora tej fundacji - jest jeden z przepisów, który jest kwestionowany przez prezes Manowską - przypomniał prawnik.

Następnie ekspert wskazywał na powody, które mogą stać za odroczeniem wniosku prezes SN przez TK.

- Teorii jest kilka. Życiowa jest taka, że jest okres świąteczny i trudno wyznaczyć jasną datę, ale nie przekonuje mnie to, bo wiadomo kiedy kończą się święta. Drugim elementem jest pomoc TK w ratowaniu koalicji rządzącej, czyli kwestia obowiązku uczestnictwa w głosowaniach, bo każdy głos się liczy, więc strata jednego lub dwóch posłów może mieć złe skutki dla koalicji rządzącej. Trzecia teoria zakłada, że PiS może nie chcieć otwierać nowego frontu, ponieważ rozstrzygnięcie wniosku prezes Manowskiej wywaliłoby to, co Paweł Kukiz poczytuje ze swój sukces, czyli jawny rejestr umów, co zresztą jest dobrym rozwiązaniem. Miał powstać centralny rejestr umów, gdzie moglibyśmy przeglądać jakie umowy instytucje publiczne zawarły z różnymi osobami. W konsekwencji tego wyroku, ten rejestr pozostałby po prostu pusty. Jarosław Kaczyński mógł odkryć te konsekwencje i nie chce ryzykować utraty wsparcia ze strony Pawła Kukiza, którego flagowa ustawa zostałaby "uwalona" - przekonywał Izdebski.

Prowadzący