Najbardziej uderzająca jest kondycja psychiczna polskich służb - ocenił gość Zuzanny Dąbrowskiej, współautor raportu o nastrojach mieszkańców, funkcjonariuszy i uchodźców w strefie zamkniętej stanu wyjątkowego.
Sadura przedstawił wyniki raportu o nastrojach na granicy polsko-białoruskiej.
- To co nas uderzyło, to zmiana nastrojów na granicy. W tym momencie wszyscy na granicy są zmęczeni: przeciągająca się sytuacja i narastający kryzys humanitarny "ciągnie" w dół wszystkich - mieszkańców, przedstawicieli wszystkich służb, a przede wszystkim uchodźców. Wielu z uchodźców nie ma już siły się ukrywać i próbować przemykać się lasami, tym bardziej, że są wielokrotnie wypychani na stronę białoruską. Dlatego często wychodzą (z lasów), siadają na ulicach bez sił i biernie czekają aż przyjadą przedstawiciele służb i ich zabiorą - mówił badacz.
Socjolog wskazywał także, na pogarszający się stan psychiczny przedstawicieli polskich służb, które operują na granicy polsko-białoruskiej.
- Najbardziej uderzająca jest kondycja psychiczna polskich służb. Tam (na granicy) są skoncentrowane posiłki: Straży Granicznej, policji i wojska z całego kraju. Ci ludzie są pod niesamowitą presją, bo z jednej strony są świadomi krytyki ich działań i tego, jak zmienia się opinia publiczna. Z drugiej strony wykonują rozkazy, które są niezgodne z ich odruchami moralnymi. Słyszymy historie o strażniczkach, które płacząc wypychały dzieci uchodźcze na stronę białoruską, o żołnierzach, którzy sami nie wypychają uchodźców, ale dzwonią po Straż Graniczną, więc są świadkami tych wszystkich scen. Mówią o tym jak fatalnie się czują, o potrzebie opieki psychologiczno-psychiatrycznej i o tym, że wojsko tego wszystkiego nie oferuje. Radzą sobie sami, ale to oznacza, że coraz więcej przedstawicieli służb pije. To pokazuje, że państwo polskie jest nie tylko niewrażliwe na krzywdę uchodźców, ale jest również nie wrażliwe na los własnych funkcjonariuszy - stwierdził naukowiec.
Sadura mówił o tym jak zmienia się stosunek mieszkańców strefy przygranicznej do kryzysu migracyjnego oraz do polskich służb zajmujących się ochroną granicy.
- Do mieszkańców strefy przygranicznej, którzy zawsze dużym szacunkiem darzyli Straż Graniczną i ich pracowników, dotarło to co robi Straż Graniczna m.in., że push backi i wypychanie ludzi na bagna i do lasu, to nie są już tylko rzadkie przypadki odkryte przez aktywistów, tylko stały tryb działania. W związku z czym spada gotowość części naszych rozmówców do tego, aby zgłaszać służbom kolejne osoby przekraczające granicę - mówił ekspert.