Prof. Jarosław Flis, socjolog

Scena polityczna w Polsce nie była mocno zabetonowana, mieliśmy dwóch rycerzy, ale też paru giermków - mówił rozmówca Zuzanny Dąbrowskiej.

- Na razie nic nie wskazuje na to, żeby to się zmieniło - dodał prof. Flis, który przypominał, że w maju, gdy Małgorzata Kidawa-Błońska, ówczesna kandydatka KO na prezydenta dołowała w sondażach mówiło się o "końcu PO-PiS-u" - i nic takiego nie nastąpiła.

- Na razie jest jeden główny chętny na to, aby być beneficjentem słabnięcia partii rządzącej i on wyprzedza innych o jedną długość. To wszystko wygląda podobnie do zmiany, jaka miała miejsce w latach 2012-2015. Donald Tusk mówił, że nie ma z kim przegrać, minęły trzy lata i okazało się, że miał z kim przegrać - dodał.

- Nadal mamy dwóch głównych aktorów, kilku ról drugoplanowych, serial się dalej toczy, są nowe konfiguracje - podsumował obecną sytuację na scenie politycznej prof. Flis.

Mówiąc o protestach do jakich dochodzi na polskich ulicach przeciwko wyrokowi TK prof. Flis zwrócił uwagę, że rząd wykazał się "rewolucyjnym zapałem" i ma przeciw sobie zarówno chcących liberalizacji prawa aborcyjnego, jak i "milczącą większość", która opowiada się za utrzymaniem kompromisu aborcyjnego.

Postulaty zgłaszane na ulicach przez Strajk Kobiet są całkowicie nierealistyczne - mają przeciwko sobie tyle samo osób, co rząd przeciwko swoim postulatom - ocenił jednocześnie prof. Flis. Jak dodał obecnie sprzeciw wobec postulatów rządu łączy milczącą większość i protestującą mniejszość, ale sytuacja mogłaby się zmienić, gdyby rząd zaproponował powrót do status quo.

Rząd złapał się w potrzask - wpływowe grupy wewnątrz nie pozwalają powrócić do status quo - zauważył jednocześnie politolog.

Prowadzący