W kampanii europejskiej tematyka europejska nie pojawia się powszechnie. Nie mówimy o tym, jaki jest sens tych wyborów i ich doniosłość. Nie doceniamy roli i znaczenia wyborów do Parlamentu Europejskiego - powiedział gość Michała Kolanki.
Dr Bartosz Rydliński pytany był między innymi o to, czy Polacy nie są już zmęczeni polityką. - Mam wrażenie, że Polsce wszyscy są zmęczeni polityką: wyborcy, komentatorzy, media, a nade wszystko – politycy - stwierdził. - Przechodząc się ulicami warszawskiej Pragi Północ dostrzegłem wyłącznie trzy komitety wyborcze, które rozplakatowały się w tym tygodniu. Mam wrażenie, że partie polityczne i poszczególni kandydaci mają chyba taką strategię, żeby pojawić się w ostatnim możliwym momencie. Ale to też jest tak, że kasy partyjne są już puste, bo pamietajmy, że wybory do PE kończą taki trójskok. Te najważniejsze wybory to były wybory 15 października – to od nich zaczynamy mierzenie pewnej zmiany politycznej w Polsce - dodał. - Sam fakt, że dopiero w poniedziałek prezydent Andrzej Duda zaprzysiągł nowych ministrów świadczy o tym, że dopiero ci ministrowie z KO, którzy pożegnali się ze swoimi urzędami, mogą rozpocząć kampanię wyborczą. A zostało mniej niż miesiąc. Tych dni na kampanię będzie bardzo mało. Mam wrażenie, że politycy zachowują się w pewnym sensie racjonalnie, robiąc małą i krótką kampanię po tym, jak wszyscy jesteśmy tym już zmęczeni - podkreślił dr Rydliński.
Dr Rydliński zapytany został również o to, jak ocenia kształt list Lewicy do Parlamentu Europejskiego. - Zaskoczenie. Zaskoczeniem jest to, że w okręgu zachodniopomorskim i lubuskim startuje Włodzimierz Cimoszewicz, którego można o wiele rzeczy podejrzewać, ale nie to, że ma ścisłe związki z tym okręgiem. Cimoszewicz był ostatnio kandydatem wybieranym z Warszawy z KO. Wcześniej był senatorem z województwa podlaskiego. Jest kojarzony z Hajnówką i można powiedzieć, że ścianą wschodnią. W latach 90. robił świetny wynik dla SLD - zauważył politolog. - Zaskakują pewne zmiany taktyczne – na przykład, że Joanna Scheuring-Wielgus, która jest z Torunia, nagle jest liderką listy z Wielkopolsce, za to Wielkopolanka została przeniesiona do Gdańska. To ruchy dla wielu wyborców niekoniecznie zrozumiałe, aczkolwiek z perspektywy maksymalizacji zysków wyborczych, sztabowcy Nowej Lewicy zrobili dobrze - ocenił Rydliński. - Ostatnia rzecz, która na tych listach się przebija to jest mała widoczność kandydatów partii Razem – z wyjątkiem Macieja Koniecznego, który jest liderem śląskiej listy, ciężko doszukiwać się posłanek i posłów Razem, którzy mieliby wspierać tę listę. Można to dekodować na pewnej zasadzie tak, że w samej koalicji Lewicy może się dziać różnie, skoro swoich koleżanek i kolegów nie wspierają obecni posłowie i posłanki Razem - dodał.
Jak powiedział Bartosz Rydliński, „w tych wyborach, w których będzie bardzo niska frekwencja, ciężko szukać tzw. game changerów”. - Nie wiem, co miałoby być tą osią sporu, która wywróci stolik do góry nogami. Mam wrażenie, że partie polityczne mają mało do zrobienia. Musiałoby wydarzyć się coś spektakularnego w polskiej polityce, żeby wszyscy zaczęli o tym nagle rozmawiać - stwierdził. - Mam też wrażenie, że kampanii europejskiej mało rozmawiamy o Parlamencie Europejskim, Komisji Europejskiej, Radzie Europejskiej. Tematyka europejska nie pojawia się powszechnie – również w stacjach telewizyjnych i radiowych. Nie mówimy o tym, jaki jest sens tych wyborów, jaka jest doniosłość tych wyborów. A widzieliśmy już w poprzedniej kadencji, że PE podejmuje decyzje, które wpływają na nasze życie w podobny sposób albo nawet bardziej niż decyzje podejmowane w polskim parlamencie. Mam wrażenie, że nie doceniamy roli i znaczenia tych wyborów - podkreślił politolog.
Jaka jest stawka tych wyborów dla Lewicy? - Te pięć mandatów to byłby dla Lewicy umiarkowany sukces, a 6 lub 7 - spektakularny sukces, w obecnych warunkach - ocenił Rydliński. - Trzy mandaty to jest stawka minimum. Ja mam wrażenie, że na Lewicy karty już dawno zostały rozdane. Mam wrażenie, że po 15 października Nowa Lewica ma świadomość, że liderzy tej formacji – szczególnie Włodzimierz Czarzasty – nie spełnili tych oczekiwań i obietnic, które przedkładali. Ta demotywacja była widoczna w wyborach samorządowych. To jest decyzja członków Nowej Lewicy, jak powinni mierzyć się ze swoim liderem politycznym – czy należy udawać, że nic się nie stało. Można stracić 430 tysięcy wyborców i mówić, że nic się nie stało, ale to jest przekaz, który demotywuje wyborców w wyborach samorządowych. Zobaczymy, jak będzie ten przekaz działał na wyborców Lewicy w wyborach do PE - podkreślił politolog z UKSW.