Komisarz Reynders powiedział na ostatnim posiedzeniu komisji, że przy dalszej pracy nad "Lex Tusk" może pojawić się wniosek do TSUE o zastosowanie środków zaradczych - mówił gość Zuzanny Dąbrowskiej.
Eurodeputowany mówił o tym, jakie są nastroje w UE w związku z ustawą - zgłoszoną przez PiS - pozwalającą na powołanie specjalnej komisji weryfikacyjnej ds. badania rosyjskich wpływów w latach 2007-2022.
- W bardzo krótkim okresie Komisja Europejska oczekuje konkretnej odpowiedzi na to, w jaki sposób mają być respektowane zasady pełnej obrony. Ta komisja (weryfikacyjna) nie może być jednocześnie sądem i prokuraturą. Nie może mieć też prawa, żeby eliminować kogokolwiek z politycznej działalności. Na to nałożona jest kwestia wolności i równości wyborów parlamentarnych. Wczoraj Komisarz Didier Reynders poinformował podczas dodatkowego posiedzenia komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych, że komisja będzie aktywnie uczestniczyć podczas nadzoru nad wyborami w Polsce - mówił polityk.
Halicki podkreślił, że zmiany zaproponowane przez prezydenta do „Lex Tusk”, „nie zmieniają istoty tej komisji". Prezydent zaproponował m.in. usunięcie z ustawy zapisu o "środkach zapobiegawczych", które mają dawać komisji możliwość nakładania sankcji w postaci zakazu pełnienia funkcji związanych z funduszami publicznymi na 10 lat.
- Istota tej komisji i sam sposób jej powoływania są najbardziej bulwersującymi kwestiami. Komisarz Reynders powiedział na ostatnim posiedzeniu komisji, że przy dalszej pracy nad "Lex Tusk" może pojawić się wniosek do TSUE o zastosowanie środków zaradczych. A to powinno oznaczać zamrożenie tej ustawy. Wiemy jednak, że poprzednie orzeczenia TSUE były lekceważone przez polski rząd, ale to już byłaby recydywa, która wiązałaby się z kolejnymi konsekwencjami budżetowymi lub zastosowaniem art. 7, co mogłoby się zakończyć zawieszeniem prawa głosu Polski w UE - zaznaczył parlamentarzysta.
Zdaniem eurodeputowanego "prezydent Andrzej Duda zdaje sobie sprawę, że przegrana PiS-u na jesieni jest bardzo prawdopodobna i dlatego już dziś próbuje sobie zagwarantować wpływ w obszarach, które powinny być prerogatywami rządowymi".
- Zgłoszenie nowelizacji przez prezydenta do "lex Tusk" - cztery dni po jego podpisaniu - nie wynikało z dogłębnej analizy, tylko ze zderzeniem się z zagraniczną opinią publiczną. Rządzący nie spodziewali się tak szybkiej reakcji Departamentu Stanu i bardzo jasnej deklaracji KE. W obliczu tych zdarzeń prezydent próbuje zachować lepszy wizerunek w stosunku do konfrontacyjnego kierunku jaki przyjął rząd - uważa polityk
Halicki mówił też o tym, ile Polska straciła funduszy w wyniku sporu z UE i nakładanymi na nią karami finansowymi.
- To jest dokładnie 550 milionów euro, czyli około 2,5 miliarda zł. Ale straty są dużo poważniejsze. Tracimy jeszcze fundusze z europejskiej perspektywy finansowej, która działa już od 2021 roku. To miliardy euro, które powinny funkcjonować na rzecz polskiego społeczeństwa - podkreślił parlamentarzysta.