Artur Balazs, były minister rolnictwa

Rolnicy już w ciemno nie wierzą rządowi. Nie wydaje mi się, żeby rolnicy dali się nabrać po raz kolejny - mówił gość Jacka Nizinkiewicza.

- PiS już nadwyrężyło mocno zaufanie na wsi i ta refleksja jest, według mnie, bardzo głęboka, ponieważ w tej chwili w zasadzie rolnicy nie reagują już na żadne zapowiedzi, obiecanki, deklaracje. Mało tego - po raz pierwszy mówią, że im nie chodzi o to, aby jakąś daninę od państwa otrzymać w formie pomocy, a bardziej na tym, żeby rynek funkcjonował i żeby ceny były dla rolników opłacalne. To wskazuje na istotną przemianę na wsi, niełatwo będzie PiS odrobić te straty, które już poniosło dotychczas - mówił o stosunku rolników do partii rządzącej Balazs.

- Jeśli uda się skup w żniwa zorganizować bez żadnych zakłóceń, to na pewno część tych strat odrobią, ale droga do tego bardzo daleka - dodał.

A czy kroki podjęte przez rząd - tymczasowe całkowite embargo na wwóz do Polski produktów rolnych z Ukrainy, zmienione na zgodę na przewóz żywności z Ukrainy przez Polskę tranzytem oraz dymisja ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka - uspokoją sytuację na wsi?

- Henryk Kowalczyk stał się ofiarą, według mnie, w dużej części nieudolności i bardzo nietrafionych decyzji KE, podjętych bez wiedzy i wyobraźni. Można powiedzieć, że jest kozłem ofiarnym. Żałuję, że nie dano szans Kowalczykowi wyprostować i rozwiązać tego problemu - ocenił Balazs.

- Ja myślę, że ta personalna decyzja niczego kompletnie nie rozwiązuje. Natomiast cieszę się, ze w KE jakaś refleksja nastąpiła i tutaj PIS chyba podjął jedyną możliwą decyzję, żeby do tego mogło dojść, blokując granicę. Otwarcie tak ogromnego rynku, najpotężniejszego rynku w Europie rolniczego, z dnia na dzień wprowadzenie rolnictwa i produktów rolnych z Ukrainy musiało spowodować destabilizację. I o tym ostrzegaliśmy już w lipcu 2022 roku. Proponowaliśmy logistyczną pomoc ekspercką w rozwiązaniu tego problemu, ale wtedy nikt nie miał najmniejszej chęci do takiej refleksji i rozmowy. Musiało dopiero dojść do tego dramatu, z którym się mierzymy - stwierdził.

- Pierwszym w komisji, który powinien był przeciw takiej decyzji protestować, powinien być komisarz (Janusz) Wojciechowski. Zabrakło wiedzy o rynkach i wyobraźni - mówił też były minister rolnictwa.

- Rolnicy już w ciemno nie wierzą rządowi. Nie wydaje mi się, żeby rolnicy dali się nabrać po raz kolejny - podsumował.

- Moim marzeniem, od bardzo wielu lat była sytuacja, w której Polska by otrzymała stanowisko komisarza ds. rolnictwa. Uważałem, że Polska zreformuje Wspólną Politykę Rolną. Ta rzecz się nie udała, bo przeciwko "Zielonemu Ładowi" protestują rolnicy w całej UE i będą z tym jeszcze większe problemy w dłuższej perspektywie - stwierdził następnie Balazs nie kryjąc rozczarowania działaniami polskiego komisarza w KE.

Balazs ostrzegł też, że rynek zbóż to nie jedyny rynek zdestabilizowany przez otwarcie rynku UE dla ukraińskich produktów rolnych. - Kolejny rynek, który już jest zdestabilizowany, to rynek drobiu. Polska jest światowym potentatem na rynku drobiu. Zakłócenia na tym rynku jeszcze bardziej mogą zdestabilizować rynek zbóż, ponieważ te dwa rynki są ze sobą mocno połączone - stwierdził.

- PiS musi zważyć czy opłaci mu się utrzymać personalnie komisarza Wojciechowskiego do końca kadencji, czy warto go zmienić na innego polityka. To pokazuje jak drogo kosztują decyzje wyłącznie polityczne, bez zwracania uwagi na kwestie merytoryczne - mówił też Balazs.

- Takich decyzji w obszarze rolnictwa trochę jest, to nie jest jedyna. W Ministerstwie Rolnictwa jest dziś siedmiu ministrów i wiceministrów, jak podają media żaden z nich nie ma kwalifikacji rolniczych - dodał.

Prowadzący