PiS podjął decyzję, żeby zmienić wątpliwe rozwiązanie, na rozwiązanie jeszcze gorsze - mówił gość Michała Kolanki pytany o to, jak ocenia pomysł przesunięcia wyborów samorządowych.
Flis skomentował decyzję PiS-u, aby przesunąć wybory samorządowe z jesieni 2023 r. na 2024 r., co oznacza zbieg terminów z wyborami do Parlamentu Europejskiego.
Obóz rządzący wpadł w panikę w związku z efektami swojego własnego błędu sprzed pięciu lat. PiS podjął decyzję, żeby zmienić wątpliwe rozwiązanie, na rozwiązanie jeszcze gorsze. Przesunięcie wyborów (samorządowych - red.) na kwiecień 2024 r. jest dla partii rządzącej bardzo dużym niebezpieczeństwem. Dla obywateli jest to dodatkowe źródło problemów i komplikacji, bo nie rozwiązuje problemów wywołanych przez wydłużenie kadencji do pięciu lat. To zamyka też drogę, żeby rozwiązać ten problem najprościej, czyli przesunąć wybory sejmowe na czerwiec przyszłego roku - tak żeby odstęp pomiędzy wyborami samorządowymi i sejmowymi wypadł w wakacje. PiS wystraszył się i zrobił głupotę - stwierdził ekspert.
Politolog wskazał także na problemy, które powoduje zbiegnięcie się daty wyborów.
Wybory samorządowe odbędą się w środku kampanii wyborczej do PE. Ta kampania jest dłuższa, bo wybory do PE zarządza się wcześniej niż zwykłe wybory w Polsce. Wszystko czego chciano uniknąć, czyli problemów prawnych z ciszą wyborczą w trakcie kampanii, podwójnego kandydowania i rozliczania wydatków, to wszystko zostaje. Wybory do PE są trochę w innej skali, ale też z innymi możliwościami. W tych wyborach łatwiej zarejestrować listy wyborcze, bo okręgi wyborcze są bardzo duże i wystarczy pięciu kandydatów na dwumilionowe województwo. Limity wydatków na kampanie są kolosalne. Dlatego każdy racjonalny kandydat na prezydenta miasta - taki, który nie jest z ogólnopolskiej partii - zarejestruje swój komitet w wyborach do PE, co pozwoli mu na kilkukrotne przemnożenie swojego limitu wydatków. Tym samym niszcząc równowagę na lokalnej scenie politycznej - podkreślił specjalista.