Paradoks zbliżających się wyborów prezydenckich polega na tym, że prezydent Andrzej Duda może być bliski wygranej w wyborach prezydenckich w I turze i przegrać w II turze - mówił gość Jacka Nizinkiewicza.
Prof. Dudek przypomniał, że w 2005 roku Donald Tusk wygrał w wyborach prezydenckich I turę, a potem przegrał w II turze z Lechem Kaczyńskim, ponieważ elektorat Andrzeja Leppera w dużej mierze poparł w II turze kandydata PiS. - Teraz może być podobna sytuacja - Polska PiS-owska może przegrać z Polską niePiS-owską w II turze - ocenił.
Według politologa w II turze Andrzej Duda może przegrać i z Małgorzatą Kidawą-Błońską, i z Szymonem Hołownią, i z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem.
Jednocześnie prof. Dudek stwierdził, że "nie wykluczałby wygranej prezydenta w I turze", choć "będzie to bardzo trudne". Zdaniem politologa będzie to zależeć od tego, jak będzie wyglądała kampania prezydencka innych kandydatów - "przede wszystkim Kidawy-Błońskiej".
Jeśli będzie słaba wyborcy będą szukać innych kandydatów. Moim zdaniem jest pewien odsetek wyborców, rzędu 10 proc. elektoratu, którzy tak naprawdę ignorują wojnę polsko-polską - i oni podejmą decyzję w ostatniej chwili. Część dzisiejszych wyborców Kidawy-Błońskiej może w maju dać Dudzie zwycięstwo w I turze - przekonywał politolog.
Prof. Dudek był też pytany o to czy - w związku z obchodami i przebiegiem Światowego Forum Holokaustu w Jerozolimie, na którym nie było prezydenta Polski, nasz kraj przegrywa wojnę o pamięć historyczną.
To, że nie było polskiego prezydenta w Jerozolimie to nie jest nasz sukces, lepiej by było żeby tam był. Ale dzisiaj odbędą się obchody w miejscu, w którym Holokaust się odbywał, powinniśmy to podkreślać - mówił nawiązując do obchodów 75. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz, które 27 stycznia odbędą się w Polsce.
Jednocześnie prof. Dudek zwrócił uwagę, że gdyby Polska była w stanie ściągnąć na obchody do Auschwitz prezydenta USA Donalda Trumpa wówczas "wszyscy by o tym mówili". - To jest prawdopodobnie coś, co powinniśmy próbować zrobić, ale nie byliśmy w stanie, bo mamy zbyt mało sojuszników. To jest ten problem - tutaj objawia się nasza słabość jeśli chodzi o rozgrywkę dyplomatyczną. Inni - prezydent Putin - mają silniejsze narzędzia w ręku - mówił.