Rosjanie chcą rozbić naszą jedność poprzez oddziaływanie na społeczeństwa, gospodarkę, ceny energii, ceny gazu, co pociąga za sobą wzrost inflacji - mówił gość Michała Kolanki, wiceszef MSZ, Marcin Przydacz.
Przydacz był pytany o to jakie wnioski należy wyciągać z sukcesów ukraińskiej ofensywy na wschodzie i południu kraju.
- Wniosek jest jeden: sytuacja na froncie udowadnia, że pomoc militarna Ukrainie świadczona przez Polskę, USA, Wielką Brytanię, szereg innych państw, przynosi pozytywne skutki. Jeśli strategia przynosi pozytywne skutki należy ją intensyfikować: do czego namawiamy tych, którzy dotychczas, przez ostatnie miesiące, byli raczej w ogonie państw europejskich jeśli chodzi o wsparcie Ukrainy, zwłaszcza w porównaniu do jej potencjału, mówię tutaj o głównych aktorach polityki europejskiej, naszych partnerów, sojuszników z UE - odparł wiceminister spraw zagranicznych.
- Jeśli chodzi o rozwój sytuacji na froncie Ukraina z rozmachem prowadzi swoje kontrofensywy, przy pomocy sprzętu, który od nas także otrzymuje: przecież to polskie czołgi, polskie zestawy artylerii, Kraby, działają. Prawdziwym game changerem było dostarczenie HIMARS-ów przez Amerykanów, Rosjanie nie potrafią poradzić sobie z HIMARS-ami, nawet ich mała liczba odgrywa duże znaczenie na froncie. Ale nie lekceważmy rosyjskiego zagrożenia - dodał.
- Władimir Putin zdecydował o eskalacji konfliktu, powołuje setki tysięcy żołnierzy, ciągle ma dużo sprzętu nagromadzonego w poprzednich latach - zaznaczył jednocześnie Przydacz.
- Putin nadal stanowi duże zagrożenie dla nas wszystkich, dlatego trzeba spokojnie realizować swoją strategię. Keep calm i carry on (ang. zachowajmy spokój i kontynuujmy) - podsumował.
- Nie wiem jak długo potrwa ta wojna. Mam nadzieję, że jak najkrócej. Ale wiem, że jej finalnym skutkiem powinna być możliwość odbicia wszystkich terenów okupowanych przez Rosję, a to może się odbyć tylko poprzez rozbicie rosyjskiej armii. Trochę jeszcze prawdopodobnie Ukraińcom zajmie jeszcze ten proces. Nie wiemy co jeszcze siedzi w głowie Władimira Putina, jakie może podjąć decyzje - przyznał Przydacz.
- Przygotujmy się na trudny okres. Zima będzie trudnym okresem, bo Rosjanie chcą rozbić naszą jedność poprzez oddziaływanie na społeczeństwa, gospodarkę, ceny energii, ceny gazu, co pociąga za sobą wzrost inflacji - podkreślił wiceminister spraw zagranicznych.
A czy możliwa jest eskalacja jądrowa, którą straszy Rosja?
- To głównie chęć wywołania strachu, podziałów wewnętrznych i osłabienia motywacji społecznej do poparcia Ukrainy. Władimir Putin liczy na to, że będzie więcej takich głosów jak głos Elona Muska, który nawołuje do podziału terytorium Ukrainy. Celem tych gróźb jest to, żebyśmy o tym dyskutowali, aby nasi słuchacze i widzowie zaczęli się obawiać tych gróźb. Na ten moment uspokajający komunikat: nie notujemy żadnych działań ze strony rosyjskiej, które w perspektywie godzin czy dni zapowiadałyby gigantyczną eskalację. Próba huśtania łódką przez Putina będzie jednak kontynuowana przez cały okres zimowy. Putin liczy, że się wystraszymy i podzielimy - odparł wiceminister.
O słowach Elona Muska Przydacz mówił, że to "zuchwałość intelektualna, która sprawia, że człowiek uznaje, iż zna się na wszystkim".
Wiceminister był też pytany czy z Polski może zostać wydalony ambasador Rosji?
- Kluczowe dla nas jest utrzymanie jedności euroatlantyckiej. Działamy jak jedna pięść, jeden blok. W Polsce uznaliśmy, że warto w tym zakresie się koordynować. Jeśli uznamy wspólnie z naszymi partnerami z Europy i Atlantyku, że te kanały powinny być zamknięte, przykrócone to oczywiście w krótkim czasie ambasadorowie zostaną wydaleni. Nie może być jednak tak, że Polska jako jedyna wydalałaby ambasadorów, podczas gdy nasi koledzy z Paryża, Berlina uprawialiby intensywny dialog z ambasadorami.